"Edukacja mojego syna to dla mnie priorytet" – takimi słowami rozpoczyna się list nadesłany przez Marzenę. Matka nie kryje swojego oburzenia i otwarcie krytykuje pomysł wychowawczyni. A wszystkiemu winne są ławki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Sala, trzy rzędy ławek, tablica, biurko i ewentualnie rzutnik – tak mniej więcej wygląda typowa klasa lekcyjna. Przyzwyczailiśmy się do takiego ustawienia i właśnie takie wydaje nam się jedynym najlepszym. A kiedy nauczyciel wprowadzi jakiekolwiek modyfikacje, pojawiają się komplikacje. Jedni nie zwracają na to uwagi, drudzy akceptują, ale są też i tacy, którzy wyrażają sprzeciw.
Najcięższe trzy lata za nami
"Pierwsze trzy klasy podstawówki mamy za sobą. Myślałam, że najgorsze za nami. Pamiętam, jak w pierwszej klasie Marcin (mój syn) nie mógł się przełamać i nawiązać nowych znajomości. O przyjaźniach nie było mowy. Nie chciał siedzieć w świetlicy, od razu chciał wracać do domu. To była droga przez mękę, zarówno dla niego, jak i dla mnie. Łatwo nie było, ale przetrwaliśmy.
W drugiej klasie zaczął się powoli otwierać na nowe znajomości, a w trzeciej zmienił się nie do poznania. Istna dusza towarzystwa, czasami aż nadto. Zdarzało się, że wychowawczyni wołała go na dywanik. Łobuzował, zaczepiał, rozmawiał na lekcjach. Muszę to napisać: zaczął się gorzej uczyć.
Dopiero kiedy pani przesadziła go do pierwszej ławki, wszystko (powoli) wróciło do normy. Oceny lepsze, zachowanie także. Cieszyłam się, bo znów miałam nadzieję, że na dobrego i mądrego człowieka wyrośnie. Wstydzę się, że zwątpiłam w swojego syna i zamiast dmuchać w jego skrzydła, zaczęłam mu je podcinać.
W tym roku klasa czwarta. Nowe wyzwania, nowi nauczyciele. Prawdziwy przełom. Wychowawczynią Marcina jest pani od polskiego. Podobno dobrze uczy, ale ma też problem z utrzymaniem na lekcji dyscypliny.
Co to za głupi pomysł?
Po pracy odebrałam syna ze szkoły. Rozmawialiśmy o tym, jak minął mu dzień i co fajnego się wydarzyło. I wiecie, co najbardziej przypadło do gustu mojemu synowi? To, że na polskim ławki ustawione są zupełnie inaczej, a dokładniej w literę U. Marcin usiadł mniej więcej pośrodku, między kolegami. Był zachwycony, że nie siedzi tylko z jednym, ale z dwoma kumplami. W mojej głowie natychmiast zapaliła się czerwona lampka, bo ja wiem, czym to grozi.
W takim ustawieniu o wiele trudniej się skupić i skoncentrować. Taki układ ławek sprzyja pogaduszkom, wygłupom i nie wiadomo czemu tam jeszcze. Chłopcy w takim wieku mają głowy pełne pomysłów. Czuję przez skórę, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Oceny zlecą na łeb na szyję, ocena ze sprawowania także.
Rozmawiałam z jedną mamą, która ma obawy podobne do moich. Reszta rodziców albo jeszcze nie wie o tym ustawieniu, albo w pełni je akceptuje. Wychowawczyni podobno chciała lepiej widzieć uczniów, ponoć jej zdaniem łatwiej wejść z nimi wtedy w interakcję.
Sama nie wiem. Ale tak na pierwszy rzut oka, ten pomysł w ogóle nie przypadł mi do gustu. Poczekam, może inni rodzice też się do mnie przyłączą i razem coś zdziałamy. A jak nikt się nie wychyli, to myślicie, że powinnam na grupie klasowej poruszyć ten temat? Czy wyjdę na przewrażliwioną i zrzędliwą matkę?".
Jeśli masz ochotę podzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami, napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl