Zajęcia techniczne w przedszkolu wydają się odpowiedzią na bolączki rodziców i tych wszystkich boomerów narzekających na współczesne pokolenie. Czy można mieć pretensje, że nauczycielki będą uczyć dzieci wiązania sznurowadeł albo krojenia warzyw? Ano można. Bo czy to przypadkiem nie jest zadanie rodziców?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Na zajęciach technicznych kilkulatki będą uczyły się zawiązywać buty, odczytywać zegar, kroić nożem (np. warzywa na sałatkę), robić kanapki czy piec muffinki" – napisała do naszej redakcji Monika. Brzmi świetnie, prawda? Tyle w końcu się słyszy o tych niesamodzielnych dzieciakach, co to chleba same nie pokroją, prania nie wstawią, coraz gorzej piszą, coraz mniej czytają, tylko te telefony i telefony.
A tak proszę: wysyłamy dziecko do przedszkola, w którym prowadzone są lekcje techniki. Maluch nauczy się podstawowych, codziennych czynności, które uchronią go nie tylko przed zagładą, ale przede wszystkim – przed krzywymi spojrzeniami starszyzny. Wszystko fajnie, ale tu pojawia się pytanie: czy to nauczyciele powinni uczyć dzieci takich rzeczy? Przeczytajcie mail od Sylwii, a jeśli sami chcecie podzielić się swoją opinią, piszcie do mnie na adres: hanna.szczesiak@mamadu.pl.
To rodzice są pierwszymi nauczycielami dzieci
"Z dużym zainteresowaniem przeczytałam list pani Moniki, ale przyznam, że trudno mi przejść obojętnie obok takiej postawy. Czy naprawdę uważamy, że to przedszkole ma obowiązek nauczyć nasze dzieci wszystkiego, co powinno być naturalnym elementem wychowania w domu? Krojenie warzyw, pieczenie muffinek czy nawet wiązanie butów – to nie są zadania, które nagle powinny stać się priorytetem placówki edukacyjnej.
Rozumiem, że takie zajęcia mogą być świetnym urozmaiceniem – organizowane okazjonalnie, raz czy dwa razy w semestrze. Ale jeśli zaczynamy wymagać, by przedszkole systematycznie zajmowało się czymś, co leży w gestii rodziców, to trochę odwracamy role. Czy naprawdę chcemy, żeby to nauczyciele 'odwalali' za nas brudą robotę?
Wiele osób – i widzę, że pani Monika też – chętnie powtarza frazesy o nadopiekuńczych rodzicach. Ale to właśnie takie oczekiwania wobec przedszkola są przejawem tej samej postawy: zamiast poświęcić czas na naukę dziecka krojenia marchewki czy samodzielnego ubierania się, wolimy, by zrobiła to za nas instytucja. Absurd.
Nie zrozumcie mnie źle – pomysł zaproszenia rodziców na warsztaty, gdzie dzielą się swoimi umiejętnościami, jest fantastyczny. Ale klucz tkwi w równowadze. Przedszkole powinno wspierać rozwój, ale odpowiedzialność za wychowanie i naukę podstawowych umiejętności spoczywa na nas, rodzicach.
Być może warto zastanowić się, co naprawdę daje dzieciom pewność siebie. To nie kolejne zorganizowane zajęcia, ale poczucie, że mogą liczyć na wsparcie i czas swoich rodziców. Bo przecież to my jesteśmy pierwszymi nauczycielami naszych dzieci – i tak powinno pozostać. Sylwia".