Przesada, kpina, ograniczenie praw ucznia, a nawet coś na miarę ubezwłasnowolnienia. Inaczej tego, że nauczyciele karzą uczniów za korzystanie z toalety podczas zajęć lekcyjnych, nazwać nie można. A może ktoś z rodziców wreszcie powinien zabrać w tej kwestii głos i postawić sprawę na ostrzu noża?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Korzystanie z toalety podczas zajęć lekcyjnych to kwestia będąca tematem wielu dyskusji. Jakiś czas temu moja redakcyjna koleżanka Hanna Szczesiak pisała o kartce wywieszonej przez nauczycielkę. Jej treść to istne szaleństwo i przekroczenie wszystkich praw i granic. Głównym tematem było załatwianie potrzeb fizjologicznych w trakcie lekcji.
Chcesz skorzystać z toalety? Lepiej się zastanów
Wyjście do toalety nie powinno wywołać sprzeciwu nauczyciela. Przecież każdy ma prawo załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. I o ile my, dorośli, potrafimy je bardziej kontrolować i przewidywać, to dzieci (zerówkowicze, pierwszoklasiści, a nawet i drugoklasiści) niekoniecznie. Chcą siku i koniec kropka. Muszą tu, teraz, natychmiast zrobić to, co do nich należy. W sumie wiek, płeć, ani żadne inne kwestie nie mają znaczenia.
I choć większość nauczycieli nie wyobraża sobie, by zabronić uczniom skorzystać z toalety podczas lekcji czy z tego tytułu wyciągać jakieś konsekwencje, to niektórzy są innego zdania.
"To, co dzieje się w szkole mojej córki to skandal. Jedna z nauczycielek wymyśliła sobie zasadę: 'korzystasz z toalety w czasie lekcji, to wyręczasz dyżurnego w ścieraniu tablicy i wsuwasz wszystkie krzesła na koniec lekcji'. I o ile w dbaniu o porządek w klasie nie ma niczego złego, to z pewnością nie powinna to być kara za załatwienie potrzeb fizjologicznych w czasie lekcji.
Przecież to przekroczenie granic, odzieranie z godności, brak jakiegokolwiek szacunku do drugiego człowieka. Bo jakby nie patrzeć uczeń to też człowiek, który ma takie same prawa jak nauczyciel. I nikt nie może mu niczego zakazywać, a już na pewno nie skorzystania z toalety nawet podczas zajęć lekcyjnych. Wiem, że któryś z rodziców poruszył już z nauczycielką tę kwestię, ale niestety niczego nie wskórał.
Podobno skwitowała to jednym zdaniem: 'Gdybym nie wyciągała konsekwencji, to by do tej łazienki latali jeden za drugim. A tak to jakimś cudem udaje im się doczekać do końca" – czytam w nadesłanym liście.
Kto ma rację?
Wyciąganie konsekwencji czy wymierzanie kar za skorzystanie z toalety podczas lekcji możemy podciągnąć pod tortury stosowane w średniowieczu. Nigdzie nie ma zapisu, że uczeń nie może załatwić potrzeb fizjologicznych w trakcie zajęć. W regulaminie większości szkół widnieje informacja, która jasno mówi, że uczeń może skorzystać z toalety w czasie zajęć za zgodą nauczyciela.
Tak, wypada zapytać, a nie uprawiać samowolkę. Ale czy nauczyciel ma prawo odmówić albo wyciągać konsekwencje? To łamanie podstawowych praw ucznia, na co nie ma naszej (a przynajmniej mojej) zgody.
Chętnie poznam twoje zdanie w tym temacie. Napisz, proszę, na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl