Pod tekstem opowiadającym o nieudanych wakacjach pod namiotem pojawił się komentarz, który od razu zwrócił moją uwagę: "Współczesne dzieci mają problem z korzystaniem ze wspólnych toalet w 'domu wczasowym', bo musi być w apartamencie tylko dla mnie". Kilka tygodni temu, na początku wakacji, otrzymaliśmy od czytelniczki list, w którym podzieliła się z nami swoimi przemyśleniami. Właśnie w tym temacie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O tym, z czym podzieliła się z nami Oliwia, mama 15-letniej córki Kasi i 5-letniego syna Julka, myślałam przez dłuższy czas.
"Jestem mamą już prawie dorosłej córki. To wspaniała, mądra, kochana i grzeczna dziewczyna. Moje wyśnione i wymarzone dziecko. Kasia od urodzenia była ze mną. Nie chodziła do żłobka, do przedszkola zapisałam ją dopiero do grupy 4-latków. Od kiedy pamiętam, byłyśmy we dwie. Mąż pracuje za granicą. Niekiedy jest nam naprawdę ciężko, ale dajemy radę. Kiedy Kasia miała niespełna 10 lat, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie ukrywam, byłam zaskoczona. Trochę nie mogłam w to uwierzyć. Dopiero badanie USG rozwiało moje wszelkie wątpliwości. 9 miesięcy później dołączył do nas Julek.
Ten dzień
Na narodziny synka byłam przygotowana od A do Z. Zapisałam się nawet do szkoły rodzenia, by 'odświeżyć' wiedzę na temat porodu i opieki nad noworodkiem. Dzień, w którym się urodził, odmienił nasze życie. Pojawiło się więcej blasku, radości i morze nieograniczonej niczym miłości. Kasia również była zachwycona obecnością nowego członka rodziny. Chyba mogę powiedzieć, że wychowywałyśmy go we dwie. Mąż przyjeżdżał tak często jak to było możliwe, ale nie ukrywajmy, był raczej weekendowym tatusiem. Przyzwyczaiłyśmy się do tego, dawałyśmy radę.
Wspólne wakacje
Każde ze swoich dzieci kocham tam samo mocno. Zarówno córkę, jak i syna starałam się wychować w ten sam sposób. Przekazywałam te same wartości, w tych samych miejscach stawiałam granice. Julka zabierałam na te same place zabaw co kiedyś Kasię. Spacerowaliśmy po tych samych parkach.
Kiedy mały miał 3 lata, zabraliśmy go na pierwsze prawdziwe wakacje, do apartamentu w Chorwacji. Było niesamowicie. Przepiękne pokoje, zaskakująco smaczne jedzenie, wymarzona pogoda. Raj na ziemi. Rok później, wybraliśmy się do domu wczasowego nad polskim morzem. Nie był to pensjonat z najwyżej półki, raczej średnia kategoria. Pokoje czyste, jednak przydałoby im się odświeżenie. Trzy łazienki na każdym piętrze. Jedzenie przeciętne. W mojej ocenie 6/10.
Inne charaktery
Kasia zawsze jest zadowolona. Dla niej nie ma większego znaczenia standard pokoju czy liczba atrakcji. Najbardziej docenia czas spędzony razem. Julek jest jeszcze przedszkolakiem. Więcej marudzi, częściej wybrzydza. Wiadomo, jak to dzieci w takim wieku. Jednak jakie było moje zdziwienie, kiedy wieczorem, po przyjeździe, nie chciał skorzystać ze 'wspólnej' toalety. Ze zrobieniem siusiu nie było większego problemu, ale za nic w świecie nie chciał wykąpać się pod prysznicem, z którego wiedział, że wcześniej korzystały inne osoby.
Zaparł się i koniec kropka. Dwoiliśmy się i troiliśmy, aby go zachęcić. Zaczęłam go nawet prosić, błagać, by wszedł w klapkach, chociaż na chwilę. Kasia nie miała z tym żadnego problemu, on się nie wykąpał. Opadłam z sił. Nie miałam pomysłu, co dalej robić. Szarpanie, wciąganie na siłę, czy szantażowanie nie jest w moim stylu. Odpuściłam. Po kilku minutach wpadłam na pomysł. Wykąpałam go w misce, w pokoju. I tak każdego kolejnego dnia. Nie miałam wyjścia. Nie miałam innego pomysłu. Nad tym, jak spędzimy kolejne wakacje, muszę się dobrze zastanowić".
Moje przemyślenia
Kiedy przeczytałam list od naszej czytelniczki, oniemiałam. Nie mogłam do końca zrozumieć, czym tak ogromna niechęć związana ze skorzystaniem ze wspólnego prysznica była spowodowana. Potem nawet przestałam się nad tym zastanawiać, a zaczęłam rozmyślać, analizować – jak ja bym się zachowała.
Z jednej strony, kąpanie dziecka w misce przez całe wakacje nie jest wymarzonym rozwiązaniem. Z drugiej, podobnie jak Oliwia, nie lubię szantażu, zmuszania, zastraszania. Zastanawiam się, jak moje dzieci zachowałyby się w takiej sytuacji. Czy młodszy syn miałby z tym problem? Wiem jedno, macierzyństwo, rodzicielstwo to naprawdę piękna, ale szalenie wymagająca przygoda.