W uporządkowanej i dobrze zorganizowanej przestrzeni lepiej się funkcjonuje. Łatwiej zebrać myśli i skupić się na wykonywanym zadaniu. Porządek wpływa na naszą efektywność, spokój ducha i dobre samopoczucie. Ład sprzyja też relaksowi. Tylko dlaczego moje dzieci tego nie rozumieją? Dla nich bałagan w pokoju nie stanowi problemu, a sprzątanie jest złem koniecznym. Tak było jeszcze do niedawna, bo w końcu znalazłam na nie sposób.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Bałagan wyzwala we mnie negatywne emocje. Nerwy kumulują się, a ja staram się je opanować, z różnym skutkiem. W zagraconej przestrzeni nie potrafię zebrać myśli, trudniej mi się funkcjonuje. Szkoda, że dla moich dzieci porządek jest czarną magią.
Skąd to podejście?
Dlaczego dzieci tak bardzo opierają się sprzątaniu? Moi synowie na samą myśl dostają gęsiej skórki. Pojawia się bunt, skwaszona i naburmuszona mina, a temu wszystkiemu towarzyszy żal do całego świata.
Nie wynika to z braku świadomości, bo od dziecka wpajam i tłumaczę, że każdy sprząta po sobie i dba o swoją przestrzeń. Chcę, by zrozumieli, że porządek pomoże w lepszym funkcjonowaniu, wprowadzi ład i poprawi organizację. Niestety, ale na tym polu poniosłam porażkę.
Dla nich to, co dla mnie jest bałaganem, jest twórczym nieładem, idealnym środowiskiem do zabawy i eksplorowania świata. Mają do tego prawo, no ale bez przesady. Porozrzucane ubrania, brudne naczynia czy papierki po cukierkach do poznawania świata chyba nie są im potrzebne.
Mam na was sposób
Porządek to nie tylko kwestia estetyki, ale też lekcja odpowiedzialności, zaradności i samodzielności. To coś, co uczy pewnych zasad, funkcjonowania i współpracy. I o ile do tej pory często sama ogarniałam przestrzeń w ich pokojach, to pewnego dnia powiedziałam: stop.
Chłopcy dorastają, mają coraz większe wymagania i potrzeby. Oczekują od nas tego i owego, a my co? Nie mamy prawa egzekwować pewnych zasad?
Miałam dwa wyjścia: albo przeprowadzić z nimi stanowczą rozmowę, albo przechytrzyć to leniwe pokolenie. Wybrałam drugą opcję i ta sprawdziła się doskonale.
Zagryzłam zęby i odpuściłam. Przestałam prosić i nakłaniać do sprzątania. Kiedy wchodziłam do ich pokoi, udawałam, że nie widzę tego, co się w nich dzieje. Odwracałam wzrok i liczyłam w myślach do dziesięciu. Z dnia na dzień było coraz gorzej.
Coraz więcej ubrań, porozrzucanych klocków, samochodów i karteczek. Po tygodniu nie było się niemalże gdzie ruszyć. Nastał weekend i zapanowała niepokojąca cisza. Po śniadaniu chłopcy nie biegali do po domu, a szepnęli sobie coś na ucho i zamknęli się w swoich pokojach. Kiedy zobaczyłam worek ze śmieciami, który pojawił się na korytarzu, domyśliłam się, o co w tym wszystkim może chodzić.
Na szczęście przeczucia mnie nie myliły. Moi synowie sami zabrali się za sprzątanie i to z własnej i nieprzymuszonej woli. Byłam w szoku, ale nie dałam tego po sobie poznać. Mimochodem pochwaliłam, ale nie robiłam z tego żadnego większego wydarzenia. Chciałam, by ogarnianie przestrzeni było oczywistością i normalnością, a nie jakimś szczególnym przedsięwzięciem.
Mam nadzieję, że to nie była jednorazowa akcja, a lekcja, którą moje dzieci odrobiły i wzięły sobie do serca.