Pokoje nastolatków rządzą się innymi prawami niż reszta mieszkania. Niby nikt nie może do nich wchodzić, a gospodarz bałagani za całą rodzinę. Niby twoje dziecko spędza w łazience godzinę, ale gotowe jest założyć rano koszulkę podniesioną z podłogi, w którą wytarło stopy przed pójściem do łóżka poprzedniego dnia. Pytam rodziców nastolatków, jak udało im się namówić swoich nastolatków do sprzątania. I cóż, te historie są przezabawne.
Reklama.
Reklama.
Jeśli wydaje ci się, że w pokoju twojego nastolatka jest porządek, to tylko ci się wydaje. Ja też tak myślałam. A jednak szuflada dziecka wygląda tak:
Powiecie, że w sumie nie ma dramy, a ja wam powiem, że to zasługa faktu, że w niedziele namiętnie wynoszę stamtąd wszystkie kubki, papierki, talerze i inne. Szuflada pełna papierków to zupełnie nowe odkrycie.
A wszystko dlatego, że nastolatki nie lubią próżni. Jeśli na fotelu nie wiszą żadne spodnie i bluzy, to oznacza, że zostały zwinięte w kłębek i wrzucone do szafy lub z braku innych pomysłów, dorzucone do kosza z brudną bielizną, by jutro robić awanturę, że nikt jeszcze jej nie uprał.
Moja znajoma skarżyła się ostatnio, że wchodząc do zabałaganionego pokoju swojej nastolatki, zagroziła, że wyrzuci wszystko przez okno (nawet rodzicom-Ghandi czasem puszczają nerwy), na co nastolatka odpowiedziała: "Proszę bardzo". Co zrobiła znajoma? Oczywiście odpuściła.
Jednak zaczęłyśmy się zastanawiać, czy istnieje naprawdę dobry sposób, by zachęcić nastolatka do sprzątania pokoju. Oto kilka rad, jakich udzielili nam znajomi rodzice:
1. Nie pomagaj szukać
- Przeszłam przez wszystkie etapy dyscypliny i swawoli porządkowej u mojego dziecka - mówi Agnieszka. - Najpierw mówiłam, że posprzątamy razem, potem, że to jej obowiązek, następnie, że jak chce mieć bałagan, to niech ma. Wreszcie dałam sobie spokój z tym aspektem wychowania.
Agnieszka tłumaczy, że wszystkie metody wymuszenia na córce porządku w pokoju spełzły na niczym. W gruncie rzeczy to ona zwykle wpadała do pokoju nastolatki i mimochodem układała kilka leżących na łóżku bluz w kosteczkę. - Teraz jestem mądrzejsza. Gdy córka przychodziła się pożalić, że czegoś nie może znaleźć, zawsze biegłam do jej pokoju, pomagałam jej szukać i głośno narzekałam na bałagan. Jakby to miało jej pomóc! - śmieje się mama nastolatki.
- Teraz już tego nie robię. Mówię córce, że nie widziałam jej słuchawek i kończę dialog. Zdarza się, że jak trzeci raz w tygodniu ich szuka, to w końcu sama się na siebie wkurza i krzyczy, że musi posprzątać na biurku, bo tak się nie da żyć - tłumaczy Agnieszka.
2. Ustal minimum
Jarek nie mógł się doczekać momentu, gdy dzieci staną się nastolatkami i jego jedynym obowiązkiem zacznie być wydawanie poleceń na odległość. Rzeczywistość nie okazała się tak kolorowa, ale i tak zarzeka się, że daje sobie radę z młodzieżą.
- Pamiętam, że jak byłem młody, też nie sprzątałem pokoju jak najęty. Raczej wąchałem koszulki przed założeniem, ale nigdy nie pozwoliłem, żeby mama zbierała moje brudne gacie z podłogi. Pranie robiłem sam - wspomina.
Tę samą zasadę wprowadził w swoim domu. - Dzieciaki mają sami sortować pranie, wrzucać do pralki i wywieszać. Jak nie mają czystych rzeczy, a zwykle chodzą w ulubionych koszulkach 4 razy w tygodniu, to muszą zebrać wszystkie wywalone wcześniej na podłogę rzeczy, żeby nastawić pranie. Bo przecież naczelna zasada jest taka, że maszyna nie chodzi dla tylko jednej koszulki - tłumaczy Jarek.
Zdradza, że dzieciaki (ma dwójkę nastoletnich dzieci) przez jakiś czas nawet próbowały zapełniać bęben pralki wspólnie, ale ciągłe kłótnie o program, o to, czyje rzeczy są brudniejsze i kto nie chce, aby jego koszulka stykała się ze śmierdzącymi skarpetami, zakończyły tę wątpliwą współpracę.
3. Talerze mają pierwszeństwo
Krzysiek wychowuje trzech chłopaków. Najstarszy ma 18 lat, najmłodszy 12. - Wszyscy ciągle jedzą. Talerze i drzwi od lodówki trzaskają od rana do nocy. Dlatego wchodząc do ich pokoju, wiem, co tam zastanę - mówi Krzysztof.
- Góry, stosy, gromady talerzy i szklanek. W ciągu godziny od powrotu ze szkoły ich biurka zapełniają się zastawą. W wakacje było nawet gorzej, bo wtedy talerze gromadzili od rana - wyjaśnia. Dlatego ważną zasadą w jego domu jest cowieczorne nastawianie zmywarki. - Chłopcy muszą przynieść ze swoich pokojów wszystkie naczynia, szklanki, talerze i sztućce i nastawić zmywarkę. Nie pójdą spać, dopóki wszystkie rzeczy nie zostaną umyte - wyjaśnia Krzysiek. - Czasem im odpuszczam i pozwalam wyjąć naczynia dopiero rano.
4. Zapraszam na salony
- Zrobiłam to tylko raz, ale zadziałało idealnie - pisze mi Ilona. - Nie mogłam patrzeć na pokój mojej córki. Ciągle gdzieś walały się jakieś ubrania, a kiedyś znalazłam za łóżkiem szklankę po herbacie, w której zaczęło rozwijać się nowe życie - opowiada.
Sama, jak mówi, ma syndrom Moniki z "Przyjaciół", poprzez wyśrubowane standardy jej matki, mieszkanie Ilony zawsze jest wysprzątane na glanc. Dlatego trudno jej było znieść bałaganiarstwo córki. - Jednego byłam pewna, że nie chcę w niej zaszczepiać obsesji porządku, z którą mierzę się sama. No, ale ta szklanka... Naprawdę, powstał tam nowy ekosystem - mówi.
Gdy jej 16-letnia córka zapowiedziała wizytę kolegów, ale nie ruszyła, by wysprzątać swój pokój na spotkanie, Ilona, która otworzyła drzwi znajomym córki, powiedziała, że zaprasza ich do salonu, bo pokój Marty nie odpowiada standardom higienicznym.
- Pewnie, że ją zawstydziłam, ale jak podziałało. Teraz Marta sprząta pokój przed każdą wizytą koleżanek, a te wpadają całkiem często - mówi mama. - Przez chwilę myślałam, że przesadziłam, ale historia o higienie stała się rodzinną anegdotą i młoda nie ma o nią żalu.
5. Podrzuć coś swojego
- Musiałabyś zobaczyć ich minę - śmieje się Natalia. - Do tej pory, jak sobie przypomnę o tym, to zaczynam się trząść ze śmiechu.
Natalia ma syna studenta, który jeszcze do niedawna mieszkał z nimi, 17-letnią córkę oraz 8-letniego syna. - Michał się właśnie wyprowadza, więc zacieram ręce na urządzenie gabinetu w jego pokoju. Sama sobie tam posprzątam - żartuje.
Jej metoda na walkę z bałaganem w pokojach dzieci była prosta. Gdy widziała stertę ubrań lub szklanek, dorzucała tam także swoje rzeczy. - Szłam z kubkiem z kawą, zaglądałam do pokoju i stawiałam brudne naczynie koło szklanki mojej córki. Albo widziałam, że Michał wrócił z boiska i rzucił buty w wejściu do swojego pokoju, więc zachodziłam tam, stawałam w progu i ostentacyjnie zrzucałam buty aż fruwały - Natalia nie może opanować śmiechu.
Jak twierdzi, metoda zawsze działała bezbłędnie, bo dzieciaki najpierw na nią krzyczały, co wyprawia, a potem brały się do sprzątania. - Teraz Olga (jej córka), jak tylko widzi, że przechodzę obok pokoju, wybiega mi na spotkanie i pyta, czy może odnieść do zlewu także mój kubek - mówi Natalia.