Córka pokłóciła się z koleżanką. Jej słowa to dowód, że wychowujemy nieporadne pokolenie
Redakcja MamaDu
13 listopada 2024, 10:47·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 listopada 2024, 10:47
Konflikty między dziećmi to coś zupełnie naturalnego. Podczas kłótni i wyjścia z niej, szukania rozwiązań, radzenia sobie z trudnymi emocjami zachodzą procesy bardzo istotne dla rozwoju emocjonalnego. Nasza czytelniczka zauważyła jednak, że w niektórych domach ta cenna lekcja jest pomijana. "To przerażające, że dziewięciolatki uważają, że rodzice powinni je wyręczać w takich sprawach" – zauważa Monika.
Reklama.
Reklama.
"Jestem mamą dziewięcioletniej Natalki. Jak każde dziecko w jej wieku, czasem kłóci się z koleżankami. To naturalne – wspólnie się bawią, ale pojawiają się już także pierwsze różnice zdań. Muszą się nauczyć, jak się porozumiewać, gdy coś pójdzie nie tak.
Prośba mnie zdziwiła
Ostatnio moja córka wróciła ze szkoły wyjątkowo zdenerwowana. Pokłóciła się z koleżanką, obie obraziły się na siebie. Na koniec jej opowieści usłyszałam: 'Oliwia powiedziała, że ty musisz teraz zadzwonić do jej mamy!'.
Byłam zaskoczona. Takie słowa w ustach dziewięciolatki wydały mi się co najmniej dziwne. Przecież to nie ja się pokłóciłam z mamą Oliwii, tylko one. W mojej głowie natychmiast pojawiło się pytanie: kiedy i dlaczego dzieci zaczęły oczekiwać, że to my, dorośli, będziemy rozwiązywać ich małe, codzienne konflikty? Dlaczego, zamiast spróbować dogadać się same, chcą, byśmy interweniowali na każdym kroku?
Sami jesteśmy winni
Mam wrażenie, że dzieci nie są już tak samodzielne, jak były jeszcze dekadę temu. Zauważam, że zamiast podejmować próby radzenia sobie z trudnościami, coraz częściej szukają ratunku u dorosłych. Od prostych, codziennych spraw, po sytuacje towarzyskie i konflikty z rówieśnikami – dzieci, które powinny same mierzyć się z wyzwaniami, oczekują gotowych rozwiązań.
Mam wrażenie, że ten problem dotyczy jednak nie tylko dzieci, ale także nas, rodziców. Coraz częściej mamy potrzebę brania aktywnego udziału w każdej sprawie związanej z naszym dzieckiem. Chcemy chronić, zabezpieczać, załatwiać wszystko za nasze pociechy, tłumacząc to miłością. Oczywiście, ta chęć pomocy wynika z naszej troski, ale czy naprawdę wspiera rozwój naszych dzieci?
Niezaradne pokolenie
Uważam, że dzieciństwo to czas beztroski, ale i czas nauki, jak radzić sobie z niepowodzeniami, rozczarowaniami czy własnymi błędami. Rodzice, którzy nieustannie interweniują, odbierają tę cenną lekcję własnym pociechom. Za to nauczą, że każde potknięcie może zostać naprawione przez kogoś innego.
Zamiast przyjmować rolę mediatorów w konfliktach, bądźmy przewodnikami, którzy wspierają z oddali, którzy służą radą, ale nie wyręczają. Warto uczyć dzieci samodzielności, odwagi, podejmowania prób, nawet takich, które zakończą się niepowodzeniem. Lepiej, aby popełniały je teraz.
Pamiętajmy, że najcenniejszą lekcją, jaką możemy dać naszym dzieciom, jest zaufanie do własnych sił. Zamiast dzwonić do rodzica drugiego dziecka po kolejnej szkolnej kłótni, pomóżmy im uwierzyć, że same są w stanie znaleźć rozwiązanie".