Obchodzenie urodzin w przedszkolu stało się piękną tradycją, która pozwala najmłodszym poczuć się wyjątkowo. W grupie mojego dziecka solenizant przynosi cukierki, ciasteczka, muffinki, którymi częstuje rówieśników. Myślałam, że to standard, jednak list nadesłany przez Gosię otworzył mi szeroko oczy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dzieci z niecierpliwością wyczekują dnia swoich urodzin. No bo kto nie lubi otrzymywać prezentów, przyjmować życzeń i zdmuchiwać świeczek z piętrowego tortu? Solenizanci obchodzą też urodziny w przedszkolnej sali, gdzie koledzy i koleżanki śpiewają im "sto lat", niekiedy malują laurki czy obdarowują własnoręcznie przygotowanymi upominkami.
To jakieś szaleństwo
"Jestem mamą czteroletniej Zosi, która dzielnie każdego dnia maszeruje do przedszkola. Wielkimi krokami zbliżają się urodziny mojej córki. Wydawać by się mogło, że właśnie powinnam wybierać jakieś galaretki dla przedszkolaków czy piec kruche ciasteczka. Ale nie, w grupie mojej córki obowiązuje inny zwyczaj. Już w ubiegłym roku nie przypadł mi do gustu, ale ugryzłam się w język i przemilczałam.
No ale jak długo można? Chcę, by ta sprawa ujrzała światło dzienne. Przyjęło się, że rodzice solenizantów przygotowują paczuszki z drobnymi prezentami dla pozostałych dzieci z jej grupy. To przesada! W ubiegłym roku musiałam zrobić prawie dwadzieścia zestawów, które skrywały w sobie: małe opakowanie żelek, resoraka (dla chłopców), małą laleczkę (dla dziewczynek), naklejki i lizaka. Do tego dochodzi torebeczka prezentowa, która też nie jest przecież za darmo.
Nie dość, że muszę kupić córce prezent, wyprawić jej urodziny w domu, to jeszcze mam finansować upominki dla całej grupy przedszkolaków?
Nie wiem, kto i kiedy wpadł na ten pomysł, ale to naprawdę jest absurd. Po pierwsze, ja nie jestem bankomatem, z którego wypłaca się pieniądze, kiedy tylko się ma ochotę. A po drugie, czy ktoś zastanowił się, jakie wartości przekazujemy dzieciom, które tylko czekają, aż solenizant obdaruje ich prezentami? Czy jakieś słodkości, ewentualnie tort i zaśpiewanie 'Sto lat' by nie wystarczyło?
Jestem pewna, że wielu rodziców odczuwa podobny niesmak, ale nie chcą wyjść na sknery. Ja jednak nie zamierzam dalej w to brnąć i uważam, że warto nagłośnić sprawę. Tego dnia to moja córka powinna czuć się wyróżniona i obdarowywana prezentami, a nie inne dzieci. Gdzie sens, gdzie logika?
No i jestem postawiona pod ścianą. Pomysłu nie popieram, ale czy mam jakieś wyjście? Jak poczuje się moje dziecko, gdy jako jedyne wyłamie się z grupy? Koleżanki i koledzy zaraz zaczną dopytywać o upominki, a Zosia co powie? 'Nie mam, mamusia-sknera mi nic nie przygotowała?'.
A może przechytrzę wszystkich i tego dnia Zosia zostanie w domu? Wezmę wolne w pracy i będziemy razem świętowały? Wilk będzie syty i owca cała (no i kasa w portfelu zostanie)".