Minęły dwa miesiące szkoły i dwa miesiące zajęć dodatkowych, na które na początku września rodzice zapisywali swoje dzieci. Robili to dla ich dobra, by pobudzić ciekawość, rozwinąć kreatywność i ułatwić im start w dorosłe życie. Niestety, dziecięcy zapał jest bardzo ulotny, o czym przekonała się jedna z naszych czytelniczek.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kiedy dziecko zmienia zdanie, a to niestety zdarza się stosunkowo często, jesteśmy rozdarte. Nie wiemy, czy ustąpić, machnąć ręką, czy nalegać i postawić na swoim. Jeśli w grę wchodzą pieniądze (i to niemałe) atmosfera robi się gęsta.
No i mamy problem
"Jestem mamą 10-letniej Zosi. Odkąd pamiętam, córka była pełna energii, ciekawa świata, odważna i przebojowa, a ja zawsze starałam się wspierać jej rozwój. Kiedy więc w tym roku zapisałam ją na dodatkowe zajęcia – angielski i tańce – wydawało mi się, że podjęłam świetną decyzję. Najlepszą z możliwych.
Zapłaciłam za cały semestr z góry, bo chciałam zadbać o jej edukację i rozwój zainteresowań. Chciałam dać jej jak najwięcej, by potem nie miała do mnie pretensji, że czegoś jej nie zapewniłam, że o coś nie zadbałam.
Tymczasem... właśnie usłyszałam, że ona nie chce chodzić na zajęcia, bo podobno już jej się znudziło. Woli posiedzieć w domu i odpocząć. Zaczęłam ją przekonywać, namawiać i wiecie, co usłyszałam? 'Chcesz, to sama tam chodź, a mi daj święty spokój'. Ton był pretensjonalny, opryskliwy. Poczułam jad i to od swojego jedynego dziecka. Zaistniała sytuacja naprawdę mnie przygnębiła.
Przecież ja jej do niczego nie zmuszałam, nie namawiałam na siłę. Chciałam ją wspierać, dać jej szansę. Rozmawiałam z Zosią o jej zainteresowaniach, słuchałam, czego chciałaby spróbować. Gdy powiedziała, że interesuje ją taniec i chce lepiej poznać angielski, zapisałam ją na zajęcia z przekonaniem, że to dobry wybór. I choć te zajęcia naprawdę jej odpowiadały, teraz twierdzi, że to było chwilowe, że już nie czuje potrzeby kontynuowania.
Zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd? Podjęłam pochopną decyzję i zainwestowałam niemałe pieniądze, bo wierzyłam, że moja córka z chęcią będzie chodziła na te zajęcia. Zaistniała sytuacja skłoniła mnie do refleksji. Zaczęłam się zastanawiać czy w ogóle mam jakikolwiek wpływ na moje dziecko.
Jestem trochę w sytuacji bez wyjścia. Zapłaciłam za cały semestr z góry, nadszarpnęłam domowy budżet i zamiast słowa dziękuję, usłyszałam, że już się jej znudziło. Dlaczego? Zajęcia nie spełniły jej oczekiwań? A może chęć uczestnictwa w lekcjach angielskiego i tańcach to był chwilowy kaprys małej dziewczynki?
Jestem rozdarta, bo z jednej strony chcę, by córka się rozwijała i szła do przodu, a z drugiej nie chcę jej zmuszać do czegoś, co nie sprawia jej przyjemności. Gdybym nie zapłaciła za cały semestr z góry, byłoby łatwiej. A tak to jestem w kropce".