Dzień Nauczyciela, który co roku przypada 14 października, budzi mnóstwo emocji. I niestety, ale nie są to tylko miłe, napawające optymizmem i wdzięcznością uczucia. Pojawia się mnóstwo goryczy i niezrozumienia. Nauczyciele mają dość i mówią: "Sprzeciw". Napisała do nas Mariola, wychowawczyni trzecioklasistów. To, co wymyśliła, zasługuje na rozgłos.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dzień Nauczyciela, czyli Dzień Edukacji Narodowej jest świętem wszystkich pracowników oświaty. W szkołach odbywają się uroczyste apele, a nauczycielom wręczane są upominki. Listy rodziców, którym nie podoba się ta praktyka, już zaczęły do nas napływać. Głos zabierają też nauczyciele, którzy mówią, jak to wygląda z ich strony.
Moje święto to je obchodzę
"Długo tłamsiłam to wszystko w sobie, ale w końcu chcę, by ktoś spojrzał na to święto z innej strony. Nie rozumiem, skąd w niektórych rodzicach tyle jadu, tyle złości? Dlaczego kogoś tak strasznie boli, że dostaniemy tego kwiatka, czekoladki czy filiżankę?
Nikt nigdy nie powiedział mi wprost: 'Pani Mariolu, nie wstyd pani przyjmować prezenty od uczniów?', ale za moimi plecami obgadano mnie już kilka razy.
Dlaczego w bukieciku kwiatków na Dzień Kobiet nikt nie widzi niczego złego, a w tym wręczonym z okazji Dnia Nauczyciela już tak? Przecież my mamy prawo obchodzić swoje święto, mamy prawo tego dnia się elegancko ubrać i przyjąć drobny upominek. Ale żeby była jasność, ja prezentów nie oczekuję. Mnie wystarczy ciepły uśmiech i miłe słowo. I nie jest to moją winą, że tego dnia nie ma zajęć, czy że przyjęło się, że kupuje się nauczycielom te nieszczęsne kwiatki.
Mam tego dość
Przyznaję, że z każdym rokiem do Dnia Nauczyciela podchodzę z coraz to mniejszym entuzjazmem. W tym bukiecie kwiatów coraz częściej wyczuwam gorycz i jad. Wiem, że niektórzy rodzice, gdyby mogli, daliby nam bukiet z ostów i chwastów, bo na taki nie trzeba wydać ani złotówki.
Długo myślałam, jak ugryźć ten temat. Wpadłam na świetny pomysł, mam nadzieję, że się sprawdzi. Podczas jednej z lekcji rozmawiałam z uczniami o nadchodzącym święcie i grzecznie poprosiłam, by w tym roku nie kupowali mi kwiatów czy innych upominków, a by każdy z nich wrzucił 5 zł do słoika, który postawiłam na biurku. Póki co jeszcze żaden z rodziców nie przyszedł do mnie z pretensją, ale przypuszczam, że prędzej czy późnej to się wydarzy. Mam jednak nadzieję, że kiedy opiekunowie usłyszą, na co chcę przeznaczyć zebrane pieniądze, spuszczą z tonu.
W klasie mam 25 uczniów. Jeśli każdy wrzuci po 5 zł, to uda nam się uzbierać 125 zł i celowo piszę 'nam'. 50 zł chciałabym przeznaczyć na kwiatka, takiego w doniczce, którego postawimy w naszej klasie, a za 75 zł kupię dzieciom suszonych owoców. Myślałam o słodyczach, ale wolę nie ryzykować, bo nie wiadomo, jak rodzice by na to zareagowali. Jeśli mam wybór, zawsze decyduję się na ten bezpieczniejszy".
Odnajduję w tym liście wiele prawdy, życiowej mądrości. Czuję też żal, który można znaleźć ukryty pomiędzy słowami. Obchodzimy wiele świąt, organizujemy różne składki, kupujemy prezenty i upominki, ale wciąż najwięcej hejtu spada na nauczycieli obdarowywanych upominkami. Dlaczego? Chyba nie z zazdrości...