Brak prac domowych w szkołach podstawowych obowiązuje już od kilku miesięcy, a rodzice oraz część nauczycieli nadal uważają, że to poważny błąd ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej. Barbara Nowacka w rozmowie radiowej zauważyła, że wiele osób opacznie rozumie wprowadzoną reformę dotyczącą prac domowych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wiosną 2024 roku Ministerstwo Edukacji Narodowej podjęło decyzję o zlikwidowaniu prac domowych dla uczniów szkół podstawowych. Zarówno rodzice, jak i nauczyciele, nie byli przekonani do takiego rozwiązania. Rodzice mówili o tym, że dzieci się rozleniwią i nie nauczą się obowiązkowości i rutyny, a pedagodzy obawiali się, czy uda im się zrealizować podstawę programowąbez utrwalania przez uczniów pewnych zagadnień samodzielnie w domu.
O te zarzuty zapytano ministrę edukacji Barbarę Nowacką w programie "Gość Radia ZET". Szefowa resortu edukacji opowiadała o tym, jak w praktyce sprawdza się brak prac domowych, a prowadzący rozmowę Bogdan Rymanowski przyznał, że przeciwnicy rozwiązania zarzucają MEN lekkomyślność. Nowacka odparła ten atak, przypominając, na czym tak naprawdę likwidacja prac domowych polega i jaki miał być efekt takiego działania.
– Nauczyciele mogą zadać pracę domową, ale nie jest ona obowiązkowa i nie jest oceniana. Jeśli dziecko wraca po 8 godzinach pracy w szkole i ma jeszcze 3 godziny pracy w domu ze stresem, że to będzie ocenione, to to też nie jest działanie na rzecz jego dobrostanu – zaznaczała szefowa resortu edukacji.
Nowacka przyznała, że ma poczucie, że zarówno nauczyciele, jak i rodzice, trochę na opak zrozumieli rozporządzenie. Nie chodzi bowiem o to, by całkiem zrezygnować z prac domowych. Chodzi o to, by dzieci nie uważały, że wszystko muszą zrobić z dnia na dzień i do tego obowiązkowo, bo inaczej dostaną ocenę niedostateczną. Dodatkowo ministra edukacji zaznaczyła, że chodzi przede wszystkim o to, by nauczyciele nie wyciągali konsekwencji z tego, że dzieci pracy domowej nie odrobiły.
Nowacka mówiła o planowanych reformach
Pedagodzy nadal mogą (a czasami nawet powinni) zadawać dzieciom prace do wykonania w domu. Nie powinno się jednak za nie stawiać ocen. Bo jeśli jeden uczeń odrobił pracę domową samodzielnie, a inny z rodzicem lub korepetytorem, ocenianie tych prac będzie niesprawiedliwe i będzie powodowało nierówne szanse między dziećmi.
Jeśli więc nauczyciel ćwiczy z dziećmi naukę czytania, nie można zakazać mu zadawania dzieciom do domu przeczytania czytanki. Podobnie jest z pisemnymi zadaniami zarówno z zakresu językowego, jak i nauk matematyczno-przyrodniczych w klasach I-III. Kluczem w rozporządzeniu jest wyłącznie to, by dzieci nie były ocenianie za coś, co nie jest obowiązkowe albo wykonane nie w pełni samodzielnie.
Nowacka w rozmowie z Radiem ZET odpowiedziała również na pytania dotyczące m.in. likwidacji geografii, biologii i chemii na rzecz przyrody oraz przyznała, że w wg niej przedszkola i klasy I-III powinny być całkowicie analogowe. Dzieci nie powinny w placówkach być narażone na nadmierny czas przed ekranami, bo to powoduje w ich mózgach daleko idące zmiany oraz ryzyko zachowań agresywnych.
– Badania pokazują, że sam wpływ używania smartfona na postępy edukacyjne jest nieznaczny, ale prawdą jest, że jest gigantyczny wpływ na wzrost przemocy rówieśniczej, również przemocy wobec nauczycieli – podkreślała w rozmowie szefowa MEN.