Kasy pierwszeństwa zwykle dedykowane są osobom z niepełnosprawnościami, ciężarnym i rodzicom z małymi dziećmi. Tyle w teorii. W praktyce – nawet wśród tych grup są ci, którzy potrzebują i ci, którzy potrzebują bardziej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Czy wszędzie kobiety w ciąży są tak pomijane, a jednocześnie ludzie patrzą się na was jak na sensację?" – zaczyna swój wpis na Threads użytkowniczka @natihalo. Witajcie w świecie, w którym walczą ze sobą już nie tylko matki z bezdzietnymi, ale i matki z tymi, które technicznie matkami dopiero zostaną.
Dalej @natihalo pisze: "Wczoraj byłam na zakupach w Lidlu, pierwsza kasa z pierwszeństwem otwarta, numer dwa także. Kolejka spora, a ja jestem na końcówce i chciałam pierwszy raz skorzystać z tego 'uprzywilejowania'. Jakie było moje zdziwienie, jak kasjerka nie chciała mnie skasować i kazała mi sobie iść do kasy obok. Ciekawostka: zaraz po tej sytuacji do kasy podeszła pani z dzieckiem, została obsłużona od razu".
Zaszłaś? Stój i cierp
Chociaż autorka wpisu tłumaczyć się absolutnie nie musiała – halo, kasa pierwszeństwa to coś więcej niż dodatkowa tabliczka, miała przecież prawo z niej skorzystać – i tak to zrobiła. W dalszej części wpisu podkreśliła, że nie jest jedną z tych, dla których ciąża jest "utrapieniem", pracowała do ostatnich chwil i zdarzało się, że sama w komunikacji miejskiej ustępowała miejsca starszym. Tłumaczenie niby zbędne, ale doskonale rozumiem: gdyby autorka tego nie zrobiła, prawdopodobnie zostałaby odsądzona od czci i wiary.
Właściwie to została. Bo w komentarzach...
"Co za absurd! Od 40 lat mieszkam w Belgii i nigdy nie spotkałam się z 'kasą dla uprzywilejowanych'. (...) Ciąża nie jest chorobą, a dziecko można posadzić w wózku".
Za to w Niemczech, tam to pełna kulturka:
"U nas w Niemczech ludzie przepuszczają innych przy kasie sami z siebie ot tak, po prostu, a tym bardziej kobietę w widocznej ciąży lub z dzieckiem. Szkoda, że to jeszcze nie dotarło do Polski" – do Belgii najwidoczniej też nie.
Ciąża to nie choroba, ciąża to walka
Wśród ponad 200 komentarzy można też znaleźć historie innych kobiet, które mają podobne doświadczenia. W sklepach czy komunikacji miejskiej czuły się niewidzialne – niezależnie do trymestru. Ba, niektóre z nich miały wrażenie, że niechęć do nich rosła wprost proporcjonalnie do ich brzuchów. Gdy brzuch był tak duży, że trudno było go nie zauważyć, stojący obok czy przed nimi ludzie zadzierali nosy jeszcze wyżej.
Może i ciąża to nie choroba, ale stan, który wymaga szczególnej troski. Ciężarne mają prawo korzystać z przysługujących im przywilejów. W jednym z komentarzy słusznie zauważono, że w podobnych przypadkach warto zgłosić skargę do kierownika sklepu – kasjer nie powinien traktować zasad panujących w sklepie wybiórczo. Być może gdyby użytkowniczka Threads poczekała trochę dłużej i urodziła na lidlowej posadzce, w końcu ktoś by ją obsłużył bez kolejki...