Dziecko wyszło z łazienki po kąpieli. Lato trwało w najlepsze, więc maluch miał na sobie piżamkę z krótkimi spodenkami i T-shirtem. Na łydkach i rękach dziecka dostrzegła czerwone kropki. "Alergia!", zawyrokowała. I czym prędzej napisała do zaprzyjaźnionej lekarki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Lekarka akurat przebywała na wakacjach, ale poprosiła o zdjęcia. Te wyszły dość niewyraźnie, ale pani doktor alergii nie wykluczyła. Poleciła obserwować, czy zejdzie, a jak nie – iść do lekarza, żeby obejrzał osobiście. Bo tak przez telefon to trudno postawić diagnozę, stwierdziła. Matka obserwowała więc zmiany, googlowała objawy ospy, różyczki, a nawet odry. Nic się nie zgadzało. I wtedy – nagle! – doznała olśnienia.
Od kilku tygodni zauważała w swojej sypialni małe brązowe żuczki. Najpierw pomyślała, że lato, za oknami drzewa, dom obrośnięty bluszczem, pewnie przychodziły z dworu. Potem zastanowiła się, czy to jednak nie pluskwy, bo znajdowała je też w łóżku. Pooglądała sobie te brzydactwa w internecie i odrzuciła tę opcję. Jej robaczki były inne. Jakby ładniejsze. A poza tym nic jej nie gryzło, nic jej nie swędziało. Pluskwy odpadły.
To nie alergia
Do czasu. Dodała 2 do 2, kiedy zastanawiała się nad przyczyną dziwnych krostek na ciele dziecka. Przecież ono noc przed tą kąpielą spało z nią! Akurat miało jakiś koszmar, chciało do mamy, wzięła więc je do siebie. Pobiegła do sypialni, zdjęła pościel, a pod prześcieradłem i pokrowcem na materac ukazał się jej się okropny widok: małe czarne kropki – ślady po ekskrementach oraz całkiem sporo "małych żuczków". Tym razem postanowiła działać inaczej.
Zrobiła zdjęcia paskudztwa i wysłała do firmy zajmującej się eksterminacją pluskiew i innego domowego robactwa. Odpowiedź przyszła natychmiast: pluskwa domowa. Wraz z rozpoznaniem, przyszedł też cennik. Najlepiej wykonać zamgławianie, dowiedziała się od fachowca. Dwa zabiegi w pewnym odstępstwie czasu. 300 zł każdy. Westchnęła z żalem, zamówiła usługę.
Walka z pluskwami
Panowie przyszli pierwszy raz, zamgławili. Ona wyrzuciła pościel, a potem zabrała się za lekturę internetu. I dowiedziała się z jakiegoś forum, że na pluskwy najlepsza będzie parownica. Parą potraktować należy wszystko, bez litości! Kupiła parownicę (250 zł), przy sprzątaniu nie ominęła ani jednego kąta, żadnej szczeliny. Pogratulowała sobie sprytu.
Znów do czasu. Bo tu i ówdzie znów pojawiał się niechciany gość. A to na ścianie, a to w łóżku, a to na podłodze. Co prawda fachowcy mówili, że tak się może stać między sesjami zamgławiania, ale i tak odczuwała spory dyskomfort. Co jak co, ale świadomość, że w jej domu zamieszkały pluskwy do przyjemnych nie należała. Panowie przyszli drugi raz, załapali się za głowy. Jaka parownica? Czy ona zwariowała? Zmyła całą chemię, którą nałożyli przy pierwszej wizycie! Trzeba wszystko od nowa zacząć.
Zwalczanie pluskiew kosztowało ją więc 3 razy po 300 zł (odmgławianie), 250 zł (parownica) i kolejne setki za nową pościel. Dobrze, że chociaż łóżka i materaca nie musiała wymieniać.
Najbardziej zapluskwione miasto w Polsce
Przypomniała mi się ta historia mojej znajomej z Warszawy, ponieważ właśnie przeczytałam w serwisie g.pl artykuł o pluskwach w urzędzie w warszawskiej dzielnicy Praga Południe. Już w tytule wyczytałam, że Warszawa jest najbardziej zapluskwionym miastem w Polsce. A potem było tylko gorzej.
Pracownicy musieli przejść na pracę zdalną, bo ich oddział został kompletnie opanowany przez to robactwo. "Problem pojawił się także w sąsiadujących mieszkaniach komunalnych. Insekty po kolei przechodziły z jednego pomieszczenia do drugiego, aż w końcu zdominowały cały budynek", czytamy na g.pl.
To biolog terenowy Remigiusz Barczyński powiedział w Polskim Radiu RDC, że Warszawa jest najbardziej zapluskwionym miastem w Polsce. Ekspert zauważył też, że tak jest w większości europejskich stolic. Jego zdaniem przyczyn warszawskich problemów należy upatrywać w… EURO 2012:
– Problem zaczął się tak naprawdę w 2012 roku, kiedy organizowaliśmy Mistrzostwa Europy w piłce nożnej wraz z Ukrainą. Wówczas do Polski przyjechało mnóstwo ludzi z całego świata. Stadiony, mecze, hotele, środki komunikacji miejskiej – wymieniał Barczyński.
Jaki z tego morał? Unikajcie imprez sportowych, a jeśli mieszkacie w stolicy, nie ignorujcie "małych brązowych żuczków", nie zgarniajcie tapicerowanych mebli i pluszaków z grup oddażowych w internecie i manifestujcie mieszkanie bez pluskiew. Zawsze też możecie rozważyć przeprowadzkę na prowincję. Brak pluskiew to tylko jedna z korzyści tego rozwiązania!