logo
Tak rodzice podcinają skrzydła swoim dzieciom. fot. PIOTR KAMIONKA/EastNews
Reklama.

Dlaczego, kiedy jesteśmy tak blisko celu, kiedy udało się nam, a właściwie naszym dzieciom, osiągnąć tak wiele, niszczymy wszystko jednym posunięciem? Dlaczego przymykamy oczy na pewne sprawy i bagatelizujemy rzeczy tak istotne? Niewiedza czy celowe działanie?

Wszystko z myślą o tobie

W dniu, w którym nasze dziecko pojawia się na świecie, wszystko wywraca się do góry nogami. Co innego ma znaczenie, na co innego zwracamy uwagę. Liczy się ono: dziecko. To wokół niego kręci się cały świat. Każda nowa, nawet najmniejsza umiejętność opanowana przez dziecko jest dla nas powodem do dumy. Całemu światu obwieszczamy, gdy zrobi pierwszy krok czy powie: "mamo".

Cieszymy się, gdy dzielnie pomaszeruje do przedszkola i nawiąże nowe znajomości. Jesteśmy dumne, że jest takie zaradne i samodzielne. A kiedy zaczyna przygodę ze szkołą, znów zaczynamy drżeć i włączamy tryb ochronny. Pomagamy, wspieramy i dodajemy otuchy. Jednak jest tego nadto, za dużo, do przesady. Popełniamy błąd za błędem i nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy. Uwagę na niezwykle istotną kwestię zwróciła jedna z nauczycielek na szkolnym zebraniu.

Bezmyślność?

– Kilka dni temu wróciłam z zebrania klasowego w Mateusza szkole. Na spotkaniu wychowawczyni poruszyła bardzo ważną kwestię. "Drodzy państwo, ja wiem, że wy się troszczycie i drżycie na każdym kroku o tych swoich pierwszoklasistów, ale proszę pozwolić im na trochę samodzielności" – powiedziała.

Po czym opisała pewną bardzo niepokojącą sytuację. "Poprosiłam ostatnio uczniów o wyjęcie zeszytów. Dwóch chłopców nie miało, a wiecie państwo dlaczego? Bo wy im ich do plecaków nie spakowaliście". Wychowawczyni nie kryła swojego zdziwienia, które mieszało się z niezrozumieniem i lekkim niesmakiem. Nauczycielka starała się nikogo nie urazić, ale wyraźnie dała do zrozumienia, że pierwszoklasista powinien sam pakować plecak, ostrzyć kredki czy przygotować strój na zajęcia wychowania fizycznego – opowiada mi Gosia. Wiem (niestety też z własnego doświadczenia), że to stosunkowo częsta praktyka. Dziecko bawi się w pokoju i buduje z klocków, albo co gorsza, leży na kanapie i ogląda bajkę, a mamusia przegląda i pakuje zeszyty do szkoły. Układa kredki w piórniku i szuka zagubionego kleju czy nożyczek. Chce dobrze, nie ma złych zamiarów. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że tą "pomocą" wyrządza dziecku krzywdę.

Pokazuje, że nie musi być zaradne i samodzielne. Że nie musi za nic brać odpowiedzialności i przygotowywać się do następnego dnia szkoły. Nie musi się o nic martwić, bo ma od tego ludzi.

A kiedy nauczycielka zwróci uwagę za brak zeszytu, zrzuca winę na drugą osobę, matkę. No bo przecież to ona nie przygotowała i nie spakowała. Nauczycielka słusznie bije na alarm, bo jeśli tak dalej pójdzie, to spod naszych skrzydeł wypuścimy w świat pokolenie leniów, ciamajd i fajtłap. A chyba nie o to w wychowaniu chodzi?

Czytaj także: