Pewność siebie, czyli wysokie poczucie własnej wartości, jest niezwykle ważnym aspektem. Jest czymś, co staramy się rozwijać w dzieciach od najmłodszych lat. Niby dopingujemy, dodajemy wiary we własne możliwości i pokazujemy, że ze wszystkim są sobie w stanie poradzić. Jednak kiedy naprawdę możemy zafundować im cenną lekcję, ogarnia nas strach. Panikujemy i wybieramy inną (bezpieczniejszą) opcję.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mogłoby się wydawać, że współczesne dzieci są odważne, przebojowe i bezkompromisowe. Być może z zewnątrz na takie właśnie wyglądają, jednak kiedy zajrzymy do środka i przyjrzymy się ich wnętrzu, dostrzeżemy wstyd, obawy i lęki.
Same słowa nie wystarczą
Pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa są niezbędne do prawidłowego rozwoju. To one warunkują dobre funkcjonowanie człowieka i uświadamiają nam naszą wartość. Dlatego tak ważne jest, by dziecko postrzegało siebie jako osobę wartościową, ważną i mądrą. I to w głównej mierze od nas, rodziców, zależy, jakim wzrokiem będzie na siebie patrzyło. Przychylnym czy krytycznym? To od nas zależy, czy dostrzeże w sobie pozytywy i zalety, czy wręcz przeciwnie wady, zło i nieumiejętność.
Dopingujemy, motywujemy i wspieramy głównie słowami. Jak mantrę powtarzamy: "Dasz radę", "Uda ci się", "Nie poddawaj się, spróbuj raz jeszcze". A kiedy naprawdę możemy dać dziecku cenną i wartościową lekcję, ogarnia nas lęk, poddajemy się i robimy krok w tył. Boimy się zaryzykować i wybieramy bezpieczniejszą opcję.
Skąd w nas tyle lęku?
Taka sytuacja: zebranie dla rodziców klas trzecich. Po omówieniu spraw organizacyjnych wychowawczyni porusza temat wycieczki klasowej. – W tym roku chciałabym zabrać dzieci na dwudniową wycieczkę. Może w góry świętokrzyskie? W ubiegłym roku doskonale się spisali na jednodniowym wyjeździe. Myślę, że to doskonały pomysł – mówi.
Reakcja rodziców: – To chyba za wcześnie – krzyczy jedna z mam. – Tak, też tak myślę, zostańmy, póki co przy wycieczce jednodniowej – dodaje kolejna. Dołączają się pozostali rodzice. Przegłosowane: na dwudniową wycieczkę przyjdzie jeszcze czas.
Padają argumenty, które prowadzą do jednego: trzecioklasiści są za mali, niesamodzielni, niezaradni. Nie poradzą sobie na dwudniowym wyjeździe z wychowawczynią. Nie sprostają zadaniu, umrą z tęsknoty.
Mama, która opowiadała mi o całej sytuacji, też nie znalazła w sobie tyle odwagi, by pozwolić synowi pojechać na taką szkolną, prawdziwą wycieczkę. Niby miała chęci, niby chciała coś powiedzieć, ale wewnętrzny głos sparaliżował ją od środka.
Dlaczego to robimy naszym dzieciom?
Zastanawiam się: dlaczego? Dlaczego rodzice odebrali dzieciom szansę na taki wyjazd? Trzecioklasiści to zaradne, samodzielne i przebojowe 9-latki, które potrzebują: przygód, wyzwań i kontaktu z rówieśnikami. Te dzieciaki potrzebują nie tylko pustych słów, ale też czynów, które pokażą, że rodzice w nich wierzą, że rodzice im ufają, że rodzice wiedzą, że sobie poradzą.
Co złego mogłoby się stać na takim dwudniowym wyjeździe z wychowawczynią? Przypuszczam, że nic. Myślę, że byłaby to przygoda życia, która dodałaby dzieciom pewności siebie, odwagi i wiary we własne możliwości. Pokazałaby, że są zaradnymi, samodzielnymi i przebojowymi osobami, które nie muszą kurczowo trzymać się mamy spódnicy. Niestety, rodzice odebrali im szansę na lekcję, która wiele wniosłaby do ich życia. Tak dla bezpieczeństwa.