Szantaż jest czymś, z czym prędzej czy później chyba większość dzieci będzie miała do czynienia. "Oddaj mi batona, bo inaczej powiem mamie, że mnie uderzyłeś" – powie brat do brata. "Daj 5 zł, bo zgłoszę wychowawczyni, co zrobiłeś" – powie kolega do kolegi. Myślałam, że to głównie dzieci stosują niewinne szantaże, jednak po liście nadesłanym przez jedną z mam wiem, że byłam w błędzie. Takie rzeczy na zebraniu?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Szantaż to próba zmuszenia danej osoby do określonego działania, pod groźbą przemocy lub ujawnienia pewnych informacji. Musisz zrobić to, co mówię, bo w przeciwnym razie wyrządzę ci krzywdę – fizyczną lub emocjonalną. Z szantażem mamy do czynienia w szkole, zdarza się, że pojawia się też w przedszkolu. I o ile często jest formą dziecinnych przepychanek, o tyle nigdy nie powinien zostać zbagatelizowany. Jak się okazuje, stosują go nie tylko dzieci, ale także i nauczyciele/nauczycielki. I co ważne, nie w stosunku do uczniów, a ich rodziców. Takie buty.
Szantażowi mówimy stop!
Dokuczanie, nękanie, szantaż – niezależnie od nazwy i formy nie powinny mieć miejsca. Są czymś, czemu trzeba się przeciwstawić. Czymś, co trzeba zgłosić rodzicom, nauczycielom. Niektóre dzieci w obawie przed konsekwencjami milczą. Tłumią w sobie całą paletę negatywnych uczuć. Nie chcą, by jakaś tajemnica czy zachowanie ujrzało światło dzienne.
A my, dorośli, jak mantrę powtarzamy, że mogą nam zaufać i wszystko powiedzieć. Z szantażem walczą rodzice i nauczyciele. Z jednej strony walczą, a z drugiej sami go stosują. Gdzie sens? Gdzie logika?
Tego się nie spodziewałam
"Pierwsza klasa, pierwsze zebranie z rodzicami, mnóstwo emocji. Na spotkanie z wychowawczynią córki szłam z szybciej bijącym sercem, przyspieszonym oddechem i nutką niepewności. Nie wiedziałam, kogo zastanę po drugiej stronie biurka. Bo choć widziałam tę panią na rozpoczęciu roku, to było to krótkie spotkanie, które nie wniosło nic do mojego życia. Teraz szykowała się dłuższa pogawędka, w której pokładałam nadzieję.
Chciałam ją lepiej poznać, chciałam przyjrzeć się kobiecie, która uczy i wychowuje moje dziecko. No i się przyjrzałam, aż za dobrze (niestety).
Po wyprawkach, składkach i kwestiach organizacyjnych przyszła kolej na wybór trójki klasowej. Przyznaję, to było coś, czego obawiałam się najbardziej. Jak się okazało nie tylko ja, bo żaden z rodziców nie zgłosił się do pełnienia żadnej z funkcji. Nikt nie chciał być w trójce klasowej, a największe westchnienia pojawiły się chyba przy pytaniu dotyczącym skarbnika.
'Nie, ja nie mam na to czasu' – powiedział jeden z ojców. 'Nie, ja jestem już w trójce klasowej u drugiego syna i to mi wystarczy' – padło z ust jakiejś mamy. Jedni kategorycznie się sprzeciwiali, drudzy spuszczali wzrok i udawali, że ich nie ma. Po kilku minutach bezowocnej dyskusji wychowawczyni powiedziała: 'Nie skończymy zebrania, dopóki nie wybierzemy trójki klasowej'.
Rozumiem, że tonący brzytwy się chwyta i że obowiązkiem nauczycielki było wybranie trójki klasowej, no ale moi drodzy, przecież to był istny szantaż. Niby może trochę w formie żartu, z przekąsem na twarzy, ale czy takie słowa mogły paść z ust nauczycielki? Z ust kobiety, której 'oddajemy' na te kilka godzin dziennie nasze dzieci? Może jestem przewrażliwiona, ale w moim odczuciu takie rzeczy nie powinny się dziać za murami szkoły".
Co sądzisz o zaistniałej sytuacji? Jeśli masz ochotę podzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami, napisz, proszę, na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl