Daria jest zdenerwowana. Pyta, czy nie chciałabym opisać tego, co przytrafiło się w przedszkolu, do którego chodzi jej 4-letni syn. Bez szczegółów, bo mimo wszystko jest zadowolona z opieki i nie chciałaby narobić chłopcu problemów. Uważa jednak, że innym rodzicom przydałaby się lekcja pokory.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kiedy syn Darii, Kuba, poszedł w ubiegłym roku do przedszkola, miał problemy z adaptacją. Nie mógł odnaleźć się w nowej sytuacji, często płakał, zdarzało się, że rzucał zabawkami, a nawet bił inne dzieci. Daria rozważała wypisanie syna z placówki, jednak po rozmowie z nauczycielką syna zdecydowała, że da mu jeszcze czas. To właśnie ta nauczycielka okazała się ogromnym wsparciem zarówno dla 3-latka, jak i dla Darii. Daria prosi, żebym nie pisała imienia "cioci", choć skrycie wierzy, że nauczycielka przeczyta te słowa. Gdyby nie ona, Daria i jej syn byliby dziś w zupełnie innym miejscu.
Jak anioł stracił skrzydła
O nauczycielce Daria mówi: "kobieta-anioł". Ciepła i troskliwa, a przy tym otwarta na dialog, kreatywna, pełna pasji, z indywidualnym podejściem do każdego dziecka. To właśnie dzięki temu podejściu udało jej się trafić do Kuby. Jakie było zdziwienie Darii, gdy na pierwszym zebraniu w nowym roku przedszkolnym dowiedziała się, że ukochana "ciocia" postanowiła odejść z pracy.
– Byłam na tym zebraniu i totalnie nie spodziewałam się takiej bomby, myślałam, że to będzie organizacyjnie, jak zawsze. A tu pani dyrektor nam mówi, że nasza ukochana pani odeszła i że chciałaby nas wtajemniczyć w to, co się zadziało, bo dotyczy to całej naszej grupy. No to się spięłam, co tam się odwaliło – opowiada Daria.
– No i słuchaj. Okazało się, że przed wakacjami była jakaś akcja, że jakiś chłopiec był zdenerwowany, no i ta nasza pani poradziła mu, żeby poszedł do takiego kącika trudnych emocji, który mają w sali, żeby się wyciszyć, nabrać oddechu. No i poszła coś robić, a po chwili przyszedł do niej drugi chłopiec, zapłakany, że tamten pierwszy go uderzył. Pani próbowała rozwiązać konflikt i niby chłopcy się pogodzili. A potem powiedziała o wszystkim rodzicom jednego, i drugiego chłopca – mówi.
Z relacji Darii wynika, że rodzice uderzonego chłopca uznali, że próba załagodzenia konfliktu przez nauczycielkę była niewystarczająca. Ich zdaniem powinna ona była zorganizować specjalne spotkanie dotyczące przemocy rówieśniczej, poprosić rodziców pierwszego chłopca o publiczne przeprosiny i zapisanie syna na konsultację psychologiczną, bo "problemy z agresją trzeba niszczyć w zarodku".
– Oni podobno całe wakacje do tej pani wypisywali, do pani dyrektor też, jeszcze wciągnęli w to innych rodziców, znaczy nas. Że my tak uważamy, że pani się źle zachowała i nie dopilnowała. I ta biedna kobieta nie wytrzymała ciśnienia i odeszła po prostu, z dnia na dzień. Dyrektorka chciała to z nami wyjaśnić, ja się nawet odezwałam, że pierwsze słyszę i że uwielbiałam tą panią, a mama tego chłopca, która rozkręciła ten cyrk, powiedziała, że tu musiało dojść do nieporozumienia, bo ona nie mówiła, że wszyscy tak uważają... No cyrk – wyjaśnia Daria.
Rodzice, wrzućcie na luz
Daria wysłała nauczycielce wiadomość z przeprosinami, w której wyjaśniła, że nie miała o niczym pojęcia. Nie dostała odpowiedzi. Martwi się nie tylko o ulubioną nauczycielkę syna, ale też o samego Kubę. Czy poradzi sobie w nowym roku, kiedy pojawi się nowa pani? Przede wszystkim Daria apeluje jednak do innych rodziców przedszkolaków.
– Mnie to wpienia, że jacyś rodzice zrobili ze swojego dziecka pępek świata i teraz moje dziecko będzie cierpieć, bo straciło fantastyczną nauczycielkę. Ja wiem, że trzeba reagować, ale ta pani zrobiła wszystko dobrze, a rodzice oczekiwali od niej cudów na kiju. Więc rodzice, następnym razem pomyślcie, czy wasza reakcja nie jest przesadzona. Bo możecie komuś tym zniszczyć życie – mówi.