W tym roku temperatury powietrza są wyjątkowo wysokie: zarówno w czerwcu, jak i we wrześniu w wielu szkołach pomieszczenia są tak nagrzane, że trudno w nich wytrzymać. Nauczycielka języka niemieckiego napisała o tym, że jej szkoła nie radzi sobie z falą upałów. Przepisów regulujących lekcje w takim czasie nie ma.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jestem nauczycielką języka niemieckiego w szkole podstawowej. Pracuję w zawodzie już ponad 16 lat, a nigdy nie zdarzyło mi się mieć takich problemów, jak w tym i zeszłym roku szkolnym. Chodzi o to, że w 2024 roku odnotowujemy naprawdę wysokie temperatury powietrza i zarówno w maju i czerwcu, jak i teraz we wrześniu możemy mówić o falach upałów" – zaczyna wiadomość pani Ewa.
"Nie zrozumcie mnie źle, lubię, jak jest ciepło i świeci słońce, ale jestem też zdania, że zbyt wysokie temperatury nikomu nie służą. Szczególnie gdy trzeba w takich warunkach pracować i wysilać się umysłowo. Nie będę zagłębiać się w zmiany klimatyczne, ale chciałam się podzielić z czytelnikami realnym problemem, który dotyczy szkół, uczniów i nauczycieli, a pewnie też przedszkoli i innych placówek edukacyjnych. Chodzi o to, że przy takich upałach w salach lekcyjnych są zbyt wysokie temperatury.
Może nie przeszkadzają one komuś, kto się relaksuje albo pracuje w biurze czy urzędzie z mniejszą liczba pracowników w pomieszczeniu. Ale, kiedy w czerwcu podczas 30-stopniowych temperatur nagrzewało się powietrze w klasie, w której prowadzę lekcje, nie sposób było tam wysiedzieć 45 minut. Nie pomagało też to, że w sali było średnio 25-27 osób".
Nie ma regulacji na takie sytuacje
Pani Ewa przyznaje, że nie umie pracować w takich warunkach: "Podczas prowadzenia lekcji trzeba przecież logicznie myśleć, przekazywać wiedzę. Do tego praca umysłowa dzieci w takich warunkach też jest spowolniona, więc i uczniowie niewiele z tych lekcji wynoszą, nawet jeśli ja staję na głowie i staram się jakoś chłodzić powietrze w sali za pomocą małego wentylatora i tłumaczyć wszystko najprościej, jak się da.
Niestety dyrekcja szkoły rozkłada ręce i staramy się radzić sobie dostępnymi sposobami. To w praktyce oznacza wspomniany już mały wiatrak w każdej klasie i ewentualne wietrzenie sal i próby robienia przeciągu. W takim upale powinny być wprowadzone jakieś przepisy, które pozwolą szkołom np. na skrócenie lekcji. Zimą jakoś dało się ustalić, żeby poniżej jakiejś temperatury w budynku szkolnym można było odwołać lekcje.
Jeśli mamy mieć coraz cieplejszy klimat, a ja nadal będę musiała pracować w takich warunkach, najcieplejsze miesiące w roku będą w szkołach zupełnie nieproduktywne. W krajach, gdzie jest cieplejszy klimat, szkoły mają krótsze wakacje w lecie, ale za to w ciągu dnia mniej jest lekcji i tylko o takich godzinach, podczas których da się wysiedzieć w klasie.
U mnie w sali, która jest usytuowana na najwyższym piętrze w szkole, nie da się wytrzymać, kiedy za oknem jest 30 stopni. Dzieci, zamiast przyswajać wiedzę, to walczą z tym, by nie czuć się jak w piekarniku. Nie mówiąc już o tym, że ja też muszę mówić z sensem i panować nad nastolatkami, które mają wszystkiego dość przy takiej pogodzie" – kończy swoją wiadomość nauczycielka języka niemieckiego.