Gdybym mogła, stanęłabym na środku placu zabaw, boiska szkolnego czy po prostu najbardziej ruchliwej ulicy w mieście i krzyknęła: "Przestańcie!", "Obudźcie się wreszcie i zacznijcie normalnie żyć". Niestety nie mam takiej mocy i tak naprawdę nie jestem z tym w stanie zrobić zbyt wiele. Wpływ mam jedynie na swoje dzieci, którym od najmłodszych lat staram się przekazać pewne wartości. To tylko tyle, a może aż?
Technologie zawładnęły naszym światem. Zajrzały w każdy kąt. Są i będą towarzyszyły nam (przypuszczam) do końca życia. Niby dobrze, niby fajnie, ale... No właśnie, zawsze jest jakieś "ale", także i w tym przypadku.
Czy to, co dzieje się z dziećmi i nastolatkami, jest winą współczesnej technologii? Po części na pewno. Bo to ona wpływa na dzieci i na rodziców, którzy te dzieci wychowują. Kiedyś zabawy na trzepaku były "czymś". Teraz "zwykłe" place czy sale zabaw to za mało.
Kiedyś cieszyłyśmy się, gdy znalazłyśmy fajny patyk czy kamyk do zabawy. Bawiłyśmy się w podchody, grałyśmy w klasy i dwa ognie. Mam wrażenie, że wszystko było wspólne (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku). A teraz? Wszystko jest "moje", a sytuacja z placu zabaw najlepszym dowodem.
Korzystamy z pogody i każdą wolną chwilę spędzamy na świeżym powietrzu. Dominują place zabaw i wycieczki rowerowe. Kilka dni temu mój syn bawił się w piaskownicy, ale traf chciał, że zapomnieliśmy zabrać z domu foremek. Mieliśmy tylko łopatkę i wiaderko. Chłopiec, który bawił się tuż obok, miał ze sobą cały zestaw.
Grzecznie zapytaliśmy, czy możemy na chwilę pożyczyć foremkę przedstawiającą żółwia. Nie musieliśmy czekać długo na odpowiedź, bo niemalże w tym samym momencie usłyszeliśmy głośne i stanowcze: "Nie rusz, to jest moje". Matka, która siedziała tuż obok, nawet nie zareagowała. Nawet nie próbowała nakłonić chłopca do podzielenia się zabawką. Spojrzała jedynie przeszywającym wzrokiem, który jednoznacznie dał nam do zrozumienia, że na "skorzystanie" z foremki nie mamy co liczyć.
Tego samego dnia byłam też świadkiem drugiej, równie (a może i bardziej) niepokojącej sytuacji. Jedna z dziewczynek skakała na trampolinie, a druga chciała zająć jej miejsce (gwoli wyjaśnienia: to mała trampolina, na której nie mogą skakać dwie osoby jednocześnie).
I co ta zrobiła? Weszła i najzwyczajniej w świecie zepchnęła młodszą od niej dziewczynkę. Gdzie byli rodzice? Nie wiem, bo nie zareagowali. Może siedzieli na ławce i patrzyli w ekran telefonu? Tego nie udało mi się już ustalić. Jedno jest pewne, dziewczynka, która zepchnęła młodszą, nie miała w sobie za grosz empatii. Nie wzięła pod uwagę tego, że być może sprawi jej przykrość, że spowoduje, że do jej oczu napłyną łzy. Liczyło się jedno: by osiągnąć cel i móc bawić się do upadłego.
Kiedyś (przynajmniej w moim środowisku) takie sytuacje były nie do pomyślenia. Byłyśmy dla siebie wsparciem, podporą. Dzieliłyśmy się tym, co miałyśmy (nawet z tymi, których po raz pierwszy spotkałyśmy na osiedlowym trzepaku), razem próbowałyśmy stworzyć coś fajnego.
Tak strasznie mi żal, że współczesne dzieciaki mają w sobie tyle obojętności. Że nie potrafią się dzielić, że nie potrafią spokojnie poczekać na swoją kolej. Że się wpychają, przemądrzają i zwracają uwagę tylko i wyłącznie na to, by to im było dobrze. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, ale części, która buduje negatywny obraz młodego społeczeństwa. Szkoda.
Czytaj także: https://mamadu.pl/170942,jak-wychowac-empatyczne-i-zyczliwe-dziecko-7-wskazowek-dla-rodzicow