Patrząc na współczesną młodzież, mamy poważne obawy o jej przyszłość. Martwimy się, jak poradzi sobie w życiu i zastanawiamy, jak ten świat będzie wyglądał za kilkanaście lat. A w mojej głowie rodzi się pytanie: "Czy mamy ku temu podstawy?".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Są tacy, którzy uparcie twierdzą (i nie chcą słuchać żadnych argumentów), że współczesne dzieciaki żyją jak w matriksie, wystarczy odciąć im prąd i dostęp do internetu, a nie będą potrafiły się odnaleźć. Inni z kolei wierzą w ich umiejętności i wolę walki. Kibicują i trzymają za nie mocno kciuki.
Niezręczna sytuacja
Krysia postanowiła podzielić się z nami pewną historią i związanymi z nią przemyśleniami. Początkowo aż nie chciało mi się w to wierzyć. Jednak kiedy przypomniałam sobie listy o dzieciach, które nie wiedziały, do czego służy mydło w kostce lub osiedlowy trzepak, zrozumiałam, że taka sytuacja mogła mieć miejsce.
"Nie będę się rozdrabniać, tylko napiszę wprost. To nie do pomyślenia, co te współczesne dzieciaki mają w głowach. Poza grami, komputerami i tymi cudacznymi gadżetami chyba nie ma w nich nic więcej.
Wybrałam się na osiedlową pocztę, by wysłać dokumenty. Już po przekroczeniu progu podskoczyło mi ciśnienie. Długa kolejka, jedno okienko, a w nim pani, która porusza się jak mucha w smole. Dobra, stoję i cierpliwie czekam. Przede mną jakaś dziewczynka (taka typowa 9-latka). Myślałam, że stoi z taką panią, ale potem okazało się, że była tam sama.
Po dobrych 10 minutach stania w kolejce podeszła do okienka. Coś tam bąknęła pod nosem, a pani z okienka podała jej znaczki do przyklejenia. No i zaczęły się schody. Podchodziła do tych znaczków jak pies do jeża. Najpierw myślała, że są samoprzylepne, potem nie wiedziała, w którym miejscu je nakleić. W którym rogu, w jakim położeniu. Obok siebie, jeden pod drugim... W końcu poprosiła panią z okienka, by zrobiła to za nią. Zapłaciła, zostawiła list i odeszła.
Była zmieszana, może trochę zawstydzona, sama nie wiem. Wyszła i tyle ją widziałam. Zrozumiałam jednak, że dla tej 9-letniej (na moje oko) dziewczynki, poczta i listy są czarną magią. Czymś ala z kosmosu. Przypuszczam, że to była pierwsza jej wizyta w takim miejscu (o zgrozo!).
Listy, kartki, pocztówki
Za moich czasów na pocztę chodziło się często. Nie było tych komputerów, internetów, komórek. Sama pisałam listy do babci, wysyłałam kuzynom i kuzynkom kartki z życzeniami z okazji urodzin, a rodzicom pocztówki z każdego wyjazdu. Dla mnie to był chleb powszedni, robiłam to z automatu, no bo co w tym niby trudnego? Znaczek tu, znaczek tam, płacę i gotowe.
A ta dziewczynka była taka zagubiona, zachowywała się tak, jakby nagle znalazła się w innym świecie. Aż w pewnym momencie zrobiło mi się jej żal. I absolutnie nie mogę mieć (i nie mam) do niej pretensji, nie śmieję się, ani nie patrzę krzywym wzrokiem. Bo przecież to nie jest jej wina...
Współczesne dzieciaki są zagubione, niezaradne i niesamodzielne. Rodzice wyręczają je na każdym kroku i wszystko podsuwają im pod nos. Dobrze, że moja córka jest już nastolatką, która zaraz wyruszy w samodzielną podróż, a nie błądzącą we mgle dziewczynką, która znaczka na kopertę nie umie nakleić.
I nie oceniam, tylko się zastanawiam: 'Co wyrośnie z tego pokolenia?', a może nic, bo nie uda mu się przetrwać?".