Wakacje all inclusive nie zawsze oznaczają żenujące sceny z zaklepywaniem leżaków przez naszych rodaków. Bywa i tak, że turyści innych narodowości też nie umieją się zachować w hotelu i niestety nikt nie zwraca im uwagi. Przeczytajcie refleksje naszej czytelniczki, która wróciła z wyjazdu na Rodos w Grecji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Muszę przyznać, że przez wiele lat nie byłam fanką wyjazdów na wakacje all inclusive. Dużo bardziej cenię sobie luz i swobodę, kiedy samodzielnie organizuję wyjazd od początku do końca i mieszkam w prywatnej kwaterze. Kiedyś zawsze z partnerem jeździliśmy na wakacje w miejsca, gdzie można było wynająć prywatny dom czy segment i zwiedzić okolicę trochę 'na dziko'" – pisze w swojej wiadomości Dagmara.
"Odkąd zostaliśmy rodzicami, stwierdziliśmy, że wyjazd z biurem podróży będzie łatwiejszy. Korzystamy z takiej opcji, bo wtedy odchodzi nam załatwianie ubezpieczeń, zamartwianie się o loty, a w hotelu z basenem zawsze łatwiej jest zorganizować rozrywki dla kilkulatków. Mamy synów w wieku 3 i 6 lat, więc zdajecie sobie sprawę, jak może wyglądać urlop z nimi. Kiedy mają basen, jakąś zjeżdżalnię i plażę, na której są kamyki i muszelki, zawsze znajdą sobie zajęcie, a ja w tym czasie będę mogła poczytać książkę".
Greckie wakacje
Czytelniczka opowiedziała o tym, na jaki kierunek zdecydowali się z mężem w tym roku: "Skusiliśmy się na wakacje all inclusive w Grecji, a dokładniej na wyspie Rodos. Sprawdziliśmy wcześniej opinie i z pomocą pani z biura podróży zdecydowaliśmy się na duży hotel, w którym jest dostępna szeroka oferta atrakcji dla dzieci. Jest sala zabaw, różne zjeżdżalnie i fontanny przy basenach hotelowych, a dodatkowo do plaży jest naprawdę blisko.
To wszystko wydawało mi się gwarantem udanych wakacji. Nie mówiąc o tym, że klienci zachwalali też wyżywienie i standard pokojów. Kiedy w końcu polecieliśmy na Rodos, w hotelu byliśmy mile zaskoczeni. Myśleliśmy, że będzie w porządku, ale okazało się, że jest jeszcze lepiej: pokoje były bardzo ładne i czyste, z widokiem na morze, a hotelowe atrakcje zajmowały nasze dzieciaki na całe dnie. Wszystko miało jednak spory minus w postaci turystów. Wcale nie chodziło o to, że w hotelu z ofertą dla dzieci jest za dużo dzieci".
Dziadkowie odpoczywają
"Problemem wcale też nie byli zbyt głośno bawiący się Polacy, którzy 'płacą i wymagają'. Dużo gorsze okazały się grupki emerytów (chyba z Niemiec lub Austrii), które bawiły się tak, jakby jutra miało nie być. Moje dzieci przez 7 dni pobytu w hotelu, codziennie od południa oglądały starsze panie krzyczące do siebie przez całe lobby i tańczące z drinkami w dłoniach. Do tego otyli panowie, palący przy stolikach nad basenem cygara i popijający alkohol.
Wiem, że emerytura jest od tego, żeby odpoczywać i korzystać z życia. Nie wiem, czy inni goście byli zadowoleni, że co wieczór oglądają takie grupy, które piły, paliły i krzyczały. Od czasu kolacji do późnych godzin starsi siadali przy stolikach w ogrodzie i grali w karty, krzycząc przy tym i pijąc alkohol.
Powiem szczerze, że to było dla nas dużo bardziej uciążliwe, niż gdyby w całym hotelu było pełno drących się i płaczących dzieci. Starsi świetnie się bawili i oczywiście nikt im tego nie broni, ale z umiarem. O głośnych i roszczeniowych Polakach mówimy ciągle, a nikt nie mówi, że inne narodowości tez nie do końca wiedzą, jak się zachowywać na wakacjach" – żali się czytelniczka Dagmara.