Atmosfera staję się coraz gorętsza. Napięcie rośnie. Początek września spędza wielu rodzicom sen z powiek, a nieświadome jeszcze niczego dzieci, śpią spokojnie. Mamy pełne lęków i obaw opowiadają o przedszkolu, przedstawiają je w samych superlatywach. A w środku drżą. Jednak są i takie, które "siedzą wygodnie w fotelu", bo nie mają powodów do niepokoju. Dlaczego?
Odwiedziła mnie sąsiadka, Gosia, matka dwóch córeczek: 7-letniej Elizy i 3-letniej Laury. Kobieta niepracująca (z wyboru), żona bogatego męża, właściciela rodzinnej firmy. Kobieta, która powiedziała: – Teraz jestem mądrzejsza i na pewno nie posłucham teściowej. Już Elizę skrzywdziłam, Laurze tego nie zrobię.
Gosia wpadła niespodziewanie, chciała pożyczyć papier do pieczenia. I tak od słowa do słowa zaczęłyśmy dyskusję o przedszkolach, dniach adaptacyjnych. Byłam święcie przekonana, że Laura w tym roku rozpocznie nową przygodę. Pójdzie do przedszkola, do którego uczęszcza mój syn. Fajnie miejsce, miłe ciocie, dyrektorka też całkiem spoko. Jednak Gosia szybko wyprowadziła mnie z błędu.
– Już Elizę posłałam do przedszkola, gdy miała 3 lata. Miałam obawy, ale teściowa mnie tak namawiała i nakłaniała, że zgłupiałam. Byłam jeszcze młodą mamą, która nie wiedziała, co jest dla dziecka dobre, a co złe. Posłuchałam tych "mądrych" rad i miałam za swoje – opowiada.
Eliza długo nie mogła się przyzwyczaić, przez ponad dwa miesiące chodziła z płaczem. Przez pierwszy rok Gosia odbierała ją po obiedzie, bo mała nie chciała leżakować.
– Ona nie była gotowa na pójście do przedszkola. Trzy lata to zdecydowanie za wcześnie, cztery jest w porządku. Miałam do siebie żal, że skrzywdziłam swoje dziecko. Czułam się tak, jakbym rzuciła je na pożarcie wilków. Nie wypisywałam jej z grupy, po nie chciałam jej już bardziej w głowie mieszać. Prowadzałam ją do tego nieszczęsnego przedszkola, a ona szła tam jak na skazanie. Po kilku miesiącach dopiero zaczęła się przyzwyczajać. Ciocie mówiły, że to normalne, ale ja tak naprawdę gdzieś miałam ich zdanie. Mam prawo nie posyłać dziecka do przedszkola i nikomu nic do tego – opowiadała z ogromnym oburzeniem w głosie.
– Laury też teraz nie poślę, może za rok, a jak będę miała ochotę, to zapiszę ją dopiero do zerówki – podsumowała. Złapała papier do pieczenia i wróciła do mieszkania.
Podobno i tym razem teściowa nie daje za wygraną, ale Gosia za nic w świecie nie zamierza jej posłuchać. I tak się zastanawiam, kto ma rację? Wiem, że zapisanie dziecka do przedszkola to dla malucha i dla rodziców ogromna rewolucja. Ważny krok, który owiany jest niepewnością.
Mało które dziecko od razu idzie z uśmiechem, bez oporu i wątpliwości. To normalne, bo tego co nowe i nieznane mamy prawo się bać. Jednak kiedy pierwsze emocje już opadną, maluchy zaczynają oswajać się z nauczycielkami i dziećmi, na ich twarzach pojawiają się uśmiechy. One potrzebują kontaktu z rówieśnikami, chcą rozwinąć skrzydła i lecieć do góry, w świat. Bo w siedzeniu pod mamy spódnicą nie ma nic atrakcyjnego.