W przestrzeni publicznej matki małych dzieci funkcjonują w dwóch trybach. Pierwszy z nich – irytują samą swoją obecnością, a niech tylko dziecko zapłacze (albo wyda jakikolwiek inny dźwięk). Drugi – są niewidzialne (pozostają w tym trybie, dopóki dziecko jest cicho). O tym drugim napisała na platformie Threads użytkowniczka @klaudia_kappes.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Widzimy je, gdy ich dzieci: komunikują w autobusie, że bolą je nóżki i chcą usiąść na konkretnym (zajętym) miejscu, zbyt głośno bawią się w urzędzie, leżą na środku alejki w centrum handlowym i płaczą, biegną z wyciągniętymi rączkami do naszych psynów i psórek, urządzają aferę w restauracji, bo nie mogą oglądać bajek, krzesełko jest niewygodne, nudzi im się, a kredki w kąciku dla dzieci są inne niż te w domu. To może już lepiej, by matki były niewidzialne?
Jak wszystkie te, których wyjątkowo ciche dzieci nie przykuwają naszej uwagi. Wtedy nie widzimy ich w kolejkach do kas, w urzędach, na placach zabaw, stojących nad nami w autobusach czy w przychodniach. Na przychodni się zatrzymajmy.
Matka robi show i staje się widzialna
Kopalnią takich codziennych historii (nie tylko o matkach!) jest aplikacja Threads. Właśnie tam użytkowniczka @klaudia_kappes opisała, co ją spotkało (tutaj przeczytacie jej wpis i komentarze) w kolejce do rejestracji do specjalisty:
"Kolejka w przychodni to jest jakiś inny wymiar. Stoję z dzieckiem (4-miesięcznym) na rękach, starsze panie udają, że mnie nie widzą. Chłopak, który był przede mną, ustawił się w złym miejscu, przez co teoretycznie w tej kolejce nie stał. Panie fukają, że ma iść na sam koniec, trzeba było pilnować miejsca. Załamany, rezygnuje. Przychodzę mu z pomocą i zapraszam przed siebie, bo był wcześniej. Chłopak zawstydzony, mówi, że stoję tu z dzieckiem i nie wypada, a ja nalegam" – zaczyna mama niemowlęcia.
Dalej pisze: "Nagle, panie stwierdziły, że to ja powinnam wejść bez kolejki, czyli jednak mnie widać? Ot, tak zrobiłam show w przychodni, bo nawet pani z recepcji była zaskoczona. A chłopak zapytał, w którym gabinecie przyjmuje lekarz i poszedł, czyli trwało to jakieś 10 sekund".
Te okropne staruszki, a młode matki jeszcze gorsze
Wpis Klaudii wywołał lawinę podobnych historii: o tym, jak to jedna z dziewczyn usłyszała w dzieciństwie, że jest rozwydrzona, bo z urazem nogi siedzi na krzesełku, zamiast ustąpić miejsca starszym. O lekarzu, który w rozmowie z pacjentką (matką) przyznał, że te kolejki w przychodniach biorą się stąd, że starsze panie szukają okazji do plotkowania i znajdują ją właśnie przed gabinetem.
Ale spokojnie, matkom i ciężarnym też się oberwało: bo przecież dzieci na świat się same nie prosiły, a poza tym, to te 20-kilkulatki w ciąży wszędzie się pchają, bo niby mają pierwszeństwo, a co z tymi schorowanymi staruszkami o kulach?
A ja zastanawiam się nad jeszcze inną kwestią: a gdyby to młody tata czekał w tej przychodni z niemowlęciem na rękach? Czy wtedy również pozostałby niezauważony? A może jednak te wszystkie zgromadzone wokół niego "starsze panie" nie mogłyby oderwać od niego oczu, a okrzykom pochwalnym nie byłoby końca?
Znasz podobne historie o traktowaniu matek w przychodniach albo innych miejscach publicznych? Możesz do mnie napisać na adres hanna.szczesiak@mamadu.pl albo na redakcyjną skrzynkę mamadu@natemat.pl.