Plecak to ważny urlopowy atrybut. Można do niego zapakować wszystkie potrzebne rzeczy, współczesna młodzież zupełnie tego nie rozumie. Czyżby był dla nich jedynie modnym dodatkiem? "Przeraża mnie, że tak bardzo nie chcą słuchać dobrych rad, wszystko wiedzą najlepiej i nie uczą się na błędach" – pisze wychowawczyni kolonijna, Sylwia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Od lat jeżdżę z dzieciakami na kolonie i niestety muszę stwierdzić, że z roku na rok jest coraz gorzej. Kiedyś jeszcze można było dzieciom wytłumaczyć pewne rzeczy, dziś – to one wiedzą wszystko najlepiej. Chcesz do nich dotrzeć? Zamiast strzępić język, poproś, by spytały sztuczną inteligencję lub poszukały na TikToku… może uda się coś wyperswadować.
Szkoła życia
Niektóre z obozów, na które jeżdżę jako wychowawca, odbywają się w Tatrach. To zawsze duże wyzwanie, bo nawet rodzice nie zawsze rozumieją, że na taki wyjazd potrzebne są odpowiednie buty i ekwipunek. Idąc na górski szlak na cały dzień, trzeba mieć dodatkowe ubrania, bo pogoda jest zmienna i nieprzewidywalna, picie i prowiant itd.
Kiedyś to było oczywiste, że w góry trzeba zapakować gorzką czekoladę, kanapki i wodę lub herbatę w termosie. Dziś ciężko przetłumaczyć, że na szlaku nie będzie sieciówek z hot-dogami czy burgerami, automatów z napojami. Co roku tłumaczę i proszę, by robili i pakowali do plecaków kanapki. Pukają się w głowę i śmieją, jakby to był jakiś przeżytek. Po kilku godzinach na szlaku okazuje się, że nikt mnie nie posłuchał. Ale nie uczą się na błędach, kolejnego dnia jest dokładnie to samo.
W plecaku mają jedynie telefon z blikiem, może jakieś chipsy, a w głowie dziwne wyobrażenie o świecie. Potem płacz, że nie mają siły, że głodni. Po co to komu?
Lubią polegać na innych
To ewidentnie pokolenie, które myśli, że wszystko kupi, a jak coś będzie nie tak, to ktoś inny ich poratuje. Zero odpowiedzialności.
Skoro dzieciaki nie rozumieją, na czym polega wyprawa w góry i nie chcą zmienić nastawienia, to po co takie wakacje? Mają świetną okazję, by nauczyć się, jak sobie radzić w ekstremalnych warunkach, jak przygotowywać się na różne ewentualności. Ale ewidentnie tego nie chcą.
Jak mają się nauczyć radzić sobie z trudnymi sytuacjami i wyzwaniami, skoro nie chcą słuchać? Potem taki delikwent pójdzie sam na Giewont i to w klapkach, bo słyszał, że ładne widoki. Plecaka nie zabierze, bo po co się przemęczać dźwiganiem niepotrzebnych rzeczy? A jak będzie kłopot? Zadzwoni i ktoś mu pomoże... Ot, taka filozofia".