"Od zawsze wiedziałam, że gdy mój syn będzie w 2-3 klasie szkoły podstawowej, to pojedzie pierwszy raz na kolonie. Uważam, że to odpowiedni wiek, by się trochę usamodzielnić i spędzić lato bez rodziców. Rok temu Jaś nie był przekonany do mojego pomysłu, więc odpuściłam. Nie chciałam go zmuszać, ale zapowiedziałam, że za rok nie będzie miał już wyboru.
Dojrzał i w tym roku był już gotowy na rozłąkę. Choć jak przyszło co do czego, to z kolei ja zaczęłam mieć obawy. Wrócił jednak opalony i zadowolony, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjęliśmy z mężem dobrą decyzję.
Z opowieści Jaśka wszystko wyglądało naprawdę super: dobre jedzenie i dużo atrakcji. Po kilku dniach od powrotu postanowiłam wreszcie rozpakować walizkę, bo jakoś ciągle nie miałam na to czasu. Zobaczyłam jej zawartość i oniemiałam. Spodziewałam się pogubionych lub cudzych ubrań, ale nie tego.
Zawartość walizki wyglądała niemalże identycznie jak w chwili, gdy ją zamykałam przed wyjazdem. Mój syn wyjął zaledwie kilka rzeczy z wierzchu i tyle. Nie rozpakował się i wygada na to, że także się nie przebierał.
Gdy spytałam, dlaczego nie zmieniał ubrania, stwierdził, że nie było potrzeby, bo koszulka, w której pojechał, była długo czysta. Niepojęte! Nie oczekiwałam, że ktoś będzie mu co rano szykował zestaw ubrań, jak ja w domu, ale przecież na litość boską, nikt nie zauważył, że dziecko chodzi ciągle w jednym T-shircie?
Teraz się zastanawiam, czy ktoś w ogóle pilnował higieny, brania prysznica i mycia zębów, czy na kąpieli w morzu się tylko kończyło. Czuję się zażenowana, bo wysyłając 9-latka na kolenie, oczekiwałam, że jednak ktoś się nim zajmie, a nie puści go zupełnie samopas. To przecież nadal małe dzieci".
Czytaj także: https://mamadu.pl/186803,rodzicu-boisz-sie-puscic-dziecko-na-kolonie-czas-odciac-pepowine