Już nie: "Ile par majtek i skarpetek ze sobą zabrać?", a "Z których serów do twarzy korzystam najczęściej, może wezmę wszystkie?". Podobno przed takimi dylematami stają współczesne nastolatki wyjeżdżające na kolonie. Organizatorzy obozów w USA postanowili to ukrócić. Ciekawe, jak pokolenie alfa to przyjmie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O tym, że "skincare" sał się obsesją pokolenia alfa, mówi się już od jakiegoś czasu. Nie bez przyczyny alfy otrzymały przydomek "Sephora kids". Już 9-latki poświęcają wiele czasu, energii i pieniędzy (rodziców) na pielęgnację skóry. Tu serum z retinolem, tam kropelka kwasu glikolowego przed snem, a o poranku solidna warstwa kremu z filtrem.
Gdy miałam 9 lat, krem z filtrem kojarzył mi się z wakacjami nad morzem i oczekiwaniem, aż się wchłonie, żebym w końcu mogła wejść do wody po tych długich 2 minutach cierpienia. O ile stosowanie kremów z filtrem przez alfy jest godne pochwały (i naśladowania), o tyle te wszystkie 7-etapowe rutyny pielęgnacyjne wydają się zbędne. Amerykańscy organizatorzy obozów dla dzieci i młodzieży zauważyli problem.
Kolonie bez kremu pod oczy
"Tego lata filtry przeciwsłoneczne i spraye na owady nie wystarczą pokoleniu nastolatków mających obsesję na punkcie pielęgnacji skóry. Pokolenie Sephora jest tak otumanione kosmetykami, że podjęto działania, by zakazać używania ich podczas obozów letnich" – zaczyna swój tekst w Fortune.com dziennikarka Sasha Rogelberg.
Organizatorzy kolonii mają wysyłać rodzicom z listy z wytycznymi dotyczącymi zawartości kosmetyczek. Nałożenie na twarz maseczki w płachcie czy wspólne malowanie paznokci może być dla dzieciaków miłym akcentem na zakończenie dnia pełnego kolonijnych atrakcji. Organizatorzy chcą jednak uniknąć sytuacji, w których malowanie się czy dbanie o skórę staje się aktywnością samą w sobie, ważniejszą od tych, które oferuje obóz.
Jak pisze w swoim tekście Rogelberg, rodzice obozowiczów są zachwyceni takim zakazem. Nic dziwnego – z pewnością skorzystają na tym ich portfele. Raport przygotowany przez NielsenIQ wykazał, że amerykańskie rodziny, w których wychowują się dzieci w wieku do 6 do 12 lat, wydają 27 proc. więcej pieniędzy na produkty do pielęgnacji skóry niż w poprzednim roku.
– Sera z retinolem, maseczki, kwas hialuronowy, kremy pod oczy. Widziałam, jak córka wraca z zakupów z torbą pełną produktów, których ja sama bym dla siebie nie kupiła, takich jak róż do policzków za 40 dolarów albo olejek do ust Diora – mówi mama 9-latki z USA. Podobnie jak wielu innych rodziców cieszy się, że obozy zakazują młodzieży przywożenia ze sobą kosmetyków.
Organizatorzy nie mają prawa
Jest też druga strona medalu. Gdy dziennikarka "New York Times" Rachel Sherman zapytała na forum Reddit o tego typu zakaz, w odpowiedziach pojawiły się głosy, że to absurd. Organizatorzy nie mają przecież prawa decydować o tym, co przywożą ze sobą obozowicze.
Jedna z użytkowniczek forum zwróciła uwagę, że taki zakaz zaszkodzi tym, którzy naprawdę potrzebują specjalistycznej pielęgnacji, np. dzieciom z egzemą. Inna podsumowała pytanie dziennikarki wymownym: "Mam nadzieję, że to żart".
Nie słyszałam, by podobne zakazy wprowadzali organizatorzy kolonii w Polsce. Jeśli chcecie podzielić się swoimi doświadczeniami w tej kwestii, napiszcie do mnie na adres hanna.szczesiak@mamadu.pl lub na redakcyjną skrzynkę mamadu@natemat.pl.