Świadectwo z czerwonym paskiem otrzymują uczniowie, którzy w danym roku szkolnym uzyskali średnią minimum 4,75 i wyróżnili się bardzo dobrym zachowaniem. Choć tak naprawdę większość z uczniów zasługuje na pochwałę, to niestety, ale nie każdy ją otrzyma. Jedni rodzice nie są usatysfakcjonowani osiągniętymi wynikami, a drudzy nie chwalą celowo, jak nasza czytelniczka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rodzice wierzą w swoje dzieci do samego końca. Dopingują, motywują i wspierają. Zawsze służą pomocą i ciepłym słowem. Zdarza się też, że posuwają się o krok dalej i wynagradzają wyniki w nauce. O ile w lodach, gofrach z bitą śmietaną czy nowej książce nie widzę niczego złego, to kupowania roweru, telefonu czy tabletu nie popieram.
Wrześniowe obietnice
Niektórzy rodzice już na początku września obiecali swoim dzieciom gwiazdki z nieba. "Będziesz się dobrze uczył, otrzymasz świadectwo z czerwonym paskiem, to na koniec roku kupię ci tą twoją wymarzoną hulajnogę" – mówili. "Jak nie będziesz przykładał się do nauki, obetnę ci kieszonkowe" – tak też zdarzało się niektórym dzieciom usłyszeć. Cel był jeden: motywacja do nauki, ale czy to dobra droga? Mam pewne wątpliwości.
Przechodząc do meritum. Już jutro wielu rodziców będzie musiało wywiązać się ze swoich obietnic. W jednych domach posypią się nagrody, w innych gratulacje, ale są też uczniowie, którzy mimo doskonałych wyników w nauce nie zostaną poklepani po plecach.
Nie chwalę dla jego dobra
"Marcin, mój 12-letni syn, jest niezwykle ambitnym chłopcem. W jego słowniku nie ma słowa porażka. On się nigdy nie poddaje, za wszelką cenę stara się osiągnąć cel. Czasami nawet po trupach, czego akurat nie popieram" – czytamy w nadesłanym liście.
"Kiedy uczy się do sprawdzianu czy przygotowuje jakiś projekt, potrafi siedzieć do północy. Zapomina o jedzeniu i całym świecie. Posiłki podsuwam mu pod nos, wyciskam soki z owoców, by odżywić ten jego zapracowany organizm.
Marcin o wyróżnienie walczył do samego końca. Udało się. Wrócił z tarczą, a nie na tarczy. Duma rozpierała każdą cząstkę jego ciała. Energia kipiała, a uśmiech przez kilka dni nie schodził z jego twarzy. W środku byłam z niego naprawdę dumna, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Kiedy wróci z zakończenia roku ze świadectwem z czerwonym paskiem, też nie zamierzam go chwalić za oceny. Docenię całokształt, ale na pewno nie wspomnę o wyróżnieniu.
Być może zastanawiacie się: 'Dlaczego?'. Ano dla jego dobra. Nie chcę, by pomyślał, że zależy mi na jego ocenach. By wypruwał z siebie flaki dla tej piątki z matematyki. Nie chcę, by zarywał noce tylko po to, by przygotować prezentację z biologii, by zwiększyć swoje szanse na szóstkę na koniec roku.
Dla mnie liczy się to, co ma w głowie. A wiem, że jest w niej wiele. Inteligencja, rozsądek i taka życiowa mądrość. Niestety, jest w niej też dużo ambicji, zapału i chęci walki. I nie zrozumcie mnie źle. Doceniam to, że się stara. Podziwiam, że woli zostać w domu i się uczyć niż wyjść z kolegami do kina. Ale nie chcę, by czuł jakąkolwiek presję z mojej strony, by pomyślał, że oceny są najważniejsze.
Bo tak nie jest. Dla mnie liczy się on. Mój syn. Jego szczęście i poczucie spełnienia. I w głębi duszy chcę, by Marcin miał prawdziwe dzieciństwo, a nie by całe swoje młodzieńcze lata spędził z nosem w książce".