
"Niedawno spotkałam się z koleżanką, która zaczęła lamentować, że latem nie będzie miała co zrobić z dzieckiem. Z mężem pracują i jak większość z nas nie mają tyle urlopu, by osobiście zapewnić opiekę synkowi. Nie może także liczyć na rodzinę. Dziadkowie nadal są aktywni zawodowo, poza tym mieszkają 300 km stąd.
Znajoma zaczęła rozpaczać, że chyba będzie musiała wynająć opiekunkę dla 5-letniego synka, co będzie kosztowało fortunę. Zrobiło mi się jej żal i nawet zaproponowałam, że jak trzeba będzie, to częściowo możemy zaopiekować się Stasiem, gdy sami będziemy mieli wolne. Gdy poznałam powód, dlaczego dziecko nie zostało przyjęte do przedszkola, zgłupiałam.
Należy się i już?
Koleżanka narzekała na nieugiętą dyrektorkę i brak empatii. W tej całej historii nawet nie podejrzewałam, że to moja znajoma nie była w porządku. Przecież jasno powiedziała, że zawiniło przedszkole i wszyscy okropni ludzie. Tymczasem okazało się, że to ona zapomniała o rekrutacji na dyżur wakacyjny i nie złożyła dokumentów o czasie. Ponieważ zgłosiły się dzieci z innych placówek, nie ma już żadnych wolnych miejsc.
Gdy to usłyszałam, to mnie zatkało. Próbowałam jej wyjaśnić, że skoro nie dopełniła formalności, to w sumie nie powinna się dziwić. Usłyszałam jednak, że jej synowi należy się to miejsce i że mówiła paniom, że Staś będzie latem chodził do przedszkola.
Skąd taka roszczeniowa postawa?
Przeraziła mnie ta roszczeniowa postawa. Jeśli naskoczyła na dyrektorkę przedszkola, używając tych samych argumentów co w rozmowie ze mną, to myślę, że nawet jeśli teraz zwolniłoby się miejsce, to nikt jej nie da znać.
Sama bardzo nie lubię tych wszystkich formalności i deklaracji, są kłopotliwe i mało wygodne. To jednak konieczne i obowiązuje wszystkich".