Każda Komunia Święta wygląda bardzo podobnie. Najpierw msza święta w kościele, a potem uroczystość rodzinna organizowana najczęściej w restauracji. "Nie przypuszczałam, że można coś takiego zrobić dziecku. Kto wpadła na tak idiotyczny pomysł?" – zastanawia się czytelniczka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Sezon komunijnych uroczystości powoli dobiega końca, jednak wciąż otrzymujemy listy od czytelniczek, które opisują ten wyjątkowy dzień. Jedne są pod wrażeniem, inne nie kryją swojego oburzenia. Są też i takie, które nie mogą zrozumieć pewnych zachowań.
Miało być wytwornie
"W ubiegły weekend byliśmy na Komunii chrześniaka mojego męża. Przyjęcie odbyło się w jednej z piękniejszych restauracji w okolicy. Przypuszczałam, że będzie ‘na bogato’, bo to dość zamożna rodzina. Imprezy przez nich organizowane są wytworne, eleganckie, ale bez przepychu. Takie z klasą.
Byłam ciekawa, czym tym razem nas zaskoczą. Może jakiś motyw przewodni, dodatkowe atrakcje dla dzieci? Nic takiego nie miało miejsca. Jak na mój gust było skromnie, aż za skromnie. Nawet lampki wina do obiadu nie zaproponowali. No ale skoro tak zdecydowali, niech będzie. Większość obgadała ich za plecami, ale po sobie nie dała niczego poznać. Przecież nie wypada upominać się o alkohol. Jakby nie patrzeć, to nie jest wesele, a Komunia Święta. Ale mogliby poczęstować.
No nie najadłam się
Zostawiam już ten alkohol w spokoju i opowiem o czymś jeszcze lepszym. Szok normalnie. Spodziewałam się, że przyjęcie zostanie zorganizowane na najwyższym poziomie. Tak na tip-top, z dbałością o każdy szczegół. Rodzice chrześniaka mojego męża lubią szastać pieniędzmi. Nie oszczędzają i wcale się z tym nie kryją. Zawsze jest luksusowo i z klasą.
Dwie zupy do wyboru – rosół na gęsinie z lanymi kluskami i chłodnik z buraków. Potem była pierś z kaczki z młodymi warzywami. Na stole przystawki. Takie malutkie te porcje, że trudno się najeść. Ale przecież nie będę nakładała sobie pełnych talerzy tych przepiórczych jajek czy szynek parmeńskich, nie wypada.
Czekałam na punkt kulminacyjny, czyli tort. Miałam nadzieję, że w asyście zimnych ogni czy fajerwerków wjedzie piętrowy tort, którym będę mogła zajadać się bez końca. Zawsze gdy pytają, proszę o dokładkę. Chyba nie ma się tutaj czego wstydzić? Daję w kopercie, to wymagam.
Ale kulminacja (wstyd po prostu)
Słuchajcie. Siedzę, czekam, a tu kelnerzy wnoszą jakieś pucharki. Patrzę i oczom nie wierzę. Deser zamiast tortu? Lody, mus z truskawek i mała beza na czubeczku. Owszem, elegancko, ale skromnie. Spojrzałam na męża wymownym wzrokiem, a on tylko uśmiechnął się pod nosem. Wymieniliśmy się spojrzeniami, przecież publicznie nie będziemy komentować.
Zerknęłam na pozostałych gości, ale niczego nie wyczytałam z ich twarzy. Dopiero potem, gdy wyszliśmy z przyjęcia, zaczęły się szepty i rozmowy na temat tortu, którego nie było.
Nie wstyd im?
No nie mogę zrozumieć. Żeby dziecku na Komunię Świętą tortu nie kupić? Przecież to wstyd. Jak ten chłopiec musiał się poczuć? Cud, że się nie popłakał. Ja byłabym oburzona. Dzieci będą potem w szkole rozmawiały, może pokazywały zdjęcia, a ten mały czym się pochwali? Eleganckim pucharkiem z lodami? Kasy żałowali, czy co? Że niby miało być wytwornie i nowocześnie? Na dziecku oszczędzali, tak myślę! Ale przecież się do tego nie przyznają".