Od kilku dni patrzę na swoją córkę z jeszcze większym zachwytem niż dotąd. Uczucie to miesza się z czymś w rodzaju… zazdrości? Tulę czule jej ciałko wieczorami i mam nadzieję, że odda mi trochę swojego dziecięcego zaufania do życia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dokonało się: pierwsza noc w nowym miejscu, nowych ścianach, zapachach, kształtach. Prawie nie spałam, ciemność zdawała się głębsza niż zwykle i odkryłam w sobie zaskakującą tęsknotę za niewielkim mieszkaniem na drugim krańcu Warszawy.
Tymczasem moja 6-letnia córka biegała cały dzień, z zaczerwienioną od słońca skórą wskoczyła do nowej wanny, śmiejąc się głośno. Poprosiła o kakao, przytuliła swojego wełnianego konia i wtuliła się we mnie jak zwykle, jak zawsze.
Spałaby pewnie niezakłóconym snem do rana, gdyby w środku nocy nie wyrwał nas ze snu alarm. Fałszywy, jak się miało okazać, jednak w moim ciele w tamtym momencie trwał już kolejny zapis: w tym miejscu nie jest bezpiecznie. Lęki nocne są ze mną od jakiegoś czasu, więc osąd był mocno subiektywny i raczej nieprawdziwy, ale wystarczył, bym czuła się jeszcze gorzej.
Niekończące się stosy rzeczy i morze kartonów do rozpakowania nie ułatwiały regeneracji. To był dla mnie czas wymagający i trudny.
Radość
Tymczasem znowu: moja córka! Gdybyście ją widzieli! Jakby wszystkie zmiany ostatnich dni były błogosławieństwem! Już trzeciego dnia, rozrywając naleśnika w paluszkach, mówiła na tarasie: "Czuję się jak w domu, już zapomniałam, jak to było mieszkać w Warszawie".
Na pewno nie zapomniała, ale w jej słowach było dużo autentyczności. Całą sobą wyrażała komfort, rozluźnienie, jadła jak zwykle, spała jak zwykle, biegała po trawie, śmiała się.
Trzy kolejne dni zajęło jej znalezienie koleżanki, którą od razu zaczęła nazywać przyjaciółką. Wciąż są nierozłączne, wieczory należą do nich. I patrzę na tę swoją Maryśkę i myślę: "Gdzie ja zgubiłam tę elastyczność?".
Jako mała dziewczynka do 11 roku życia przeprowadzałam się osiem razy. Wiedziałam, jak to jest być w nowym miejscu. I nie pamiętam takiego niepokoju, jaki towarzyszy mi teraz. Czy dzieci czują inaczej? Czy można poczynić śmiałe założenie, że wystarcza im miłość i oddanie rodziców, by czuć się bezpiecznymi?
Co sprawia, że łatwiej się adaptują do zupełnie nowych warunków? I jak podtrzymać w sobie tę szczególną moc? Jak częściej się cieszyć niż bać? Czy dziecięca nadzieja i radość wynika z łaski niewiedzy? Tak niewiele jeszcze przeżyły, nikt ich jeszcze nie skrzywdził.
Życie mojej córki wypełniają miłość, konie, smak czekolady, słońce na policzkach i wiatr w jej rzadkich włoskach. I jest w tym wszystkim taka prostota oczekiwań, ona naprawdę sprawia wrażenie, jakby miała wszystko. Bardzo jej tego zazdroszczę.