Szkoły powinny wspierać rodziców w wychowaniu oraz wyrównywać szanse tych dzieci, które nie mają takiego wsparcia rodziców, jakiego potrzebują. Pomóc im może... czytanie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Czytanie dzieciom ma mnóstwo korzyści: wzmacnia więź i zaspokaja potrzeby emocjonalne, wspomaga prawidłowy rozwój mowy, ćwiczy pamięć, rozwija wyobraźnię, uczy wyrażania własnej opinii i argumentowania jej, rozwija wrażliwość moralną i kształtuje nawyk czytania. Nie są to puste słowa (czy obietnice), ale fakty poparte badaniami naukowymi.
Wyniki jednego z badań, które opublikowano w czasopiśmie "Psychological Medicine" wydawanym przez University of Cambridge, pokazują, że dzieci, które czytają dla przyjemności, w kolejnych latach życia mają lepiej rozwinięte zdolności poznawcze i mniej problemów ze zdrowiem psychicznym w porównaniu do ich nieczytających rówieśników.
W Polsce krzewieniem czytelnictwa zajmuje się Fundacja "ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom". Od ponad 20 lat fundacja prowadzi kampanię "Cała Polska czyta dzieciom". Jej celem jest wspieranie prawidłowego rozwoju – psychicznego, umysłowego i moralnego – dzieci i młodzieży właśnie poprzez codzienne czytanie przynajmniej przez 20 minut.
Nauczyciele powinni czytać dzieciom
Fundacja próbuje dotrzeć nie tylko do rodziców, ale również pedagogów. Służą temu programy "Czytające szkoły" i "Czytające przedszkola". Irena Koźmińska, założycielka i prezeska fundacji, w rozmowie z Anitą Karwowską z PAP apeluje, by nauczyciele zaczęli czytać uczniom w czasie lekcji.
– Dzisiaj dzieci mają, nie ze swojej winy, duże deficyty językowe. Zastanówmy się, jak człowiek uczy się języka? Przez słuchanie. Dzieci uczą się wszystkich niuansów mowy, po prostu obcując z ludźmi, którzy do nich dużo mówią – lub im czytają, co jest świetnym sposobem osłuchania się przez dziecko z językiem bogatszym niż potoczny – mówi Koźmińska.
– Rozmawiałam niedawno z dyrektorką znanego liceum w Warszawie, która stwierdziła, że licealiści często nie rozumieją trudniejszych słów, które bez problemu rozumiało pokolenie ich rodziców. Polonistka z innego liceum oceniła, że jej uczniom też przydałoby się codzienne czytanie na głos przez nauczyciela – dodaje.
Wystarczy 20 minut dziennie
Na pogorszenie się zdolności językowych u współczesnych dzieci wpływ mają nowe technologie. Jak zauważa Koźmińska, dziś nawet niemowlakom daje się do rąk smartfony, aby czymś je zająć. Dorastanie z telefonem w ręce może mieć katastrofalny wpływ na młode pokolenie. Nadmierne korzystanie ze smartfonów i innych urządzeń elektronicznych ma negatywny wpływ na gospodarkę hormonalną, co może prowadzić do zaburzeń nastroju, a nawet pogorszenia zdrowia psychicznego, o wadach postawy nie wspominając.
Dzieci dorastające w świecie ekranów mają problemy ze skupieniem uwagi, są przebodźcowane, ciągle rozproszone. Krócej śpią, a ich sen jest słabej jakości. To wszystko przekłada się na naukę: na lekcjach nie mogą się skoncentrować, pojawiają się problemy, o których wspominała Koźmińska – trudności z czytaniem, zubożenie słownictwa. By to zatrzymać, szkoły muszą wspierać rodziców.
– Codzienne czytanie w klasie wspólnie wybranej książki przez 20 minut – nie na przerwie, nie przed lekcjami, nie w świetlicy, ale właśnie na lekcji, bo jest to nauka języka w najczystszej postaci – przekłada się na lepsze wyniki w nauce i lepsze zachowania, co potwierdziły doświadczenia naszego programu "Czytające szkoły" – mówi Irena Koźmińska dla PAP.