Wciąż w głowie mam słowa, które usłyszałam jakiś czas temu. Rodzeństwo oddałoby sobie nerkę, ale zabawką nie chce się podzielić. Chcąc nie chcąc, muszę się z tym zgodzić. Patrząc na relację między moimi, czy innymi dziećmi, widzę, że jest w tym sporo prawdy. Zachowanie matki, która z dwójką dzieci wybrała się na zakupy, tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
Wizyta w sklepie z zabawkami nie należy do najłatwiejszych. Oczywiście jeśli towarzyszą nam dzieci. Wszystko jest im potrzebne. Każda zabawka, każdy gadżet by im się przydał. Dlatego najchętniej na takie zakupy wybieram się sama. By w spokoju obejrzeć i wybrać to, co drugiego dnia nie zostanie rzucone w najdalszy kąt. To, co nie okaże się za chwilę bezużyteczne i mało interesujące.
Z racji tego, że zbliża się Dzień Dziecka (a ja zawsze wolę przygotować sobie wszystko wcześniej), wybrałam się na poszukiwania fajnego, ale rozsądnego cenowo prezentu. W sklepie spotkałam mamę z dwiema dziewczynkami (na moje jedna miała około 3, a druga 5 lat). Urocze blondyneczki, które na pierwszy rzut oka wyglądały na takie, które nie sprawiają żadnych problemów. Aniołki po prostu. Nie musiałam jednak długo czekać, by poznać ich "prawdziwe oblicze".
Wylądowałam przy regale z klockami i akcesoriami do prac plastycznych. One także. Stałyśmy tuż obok siebie, przeglądałyśmy się bardzo podobnym rzeczom. I właśnie w tym momencie, w którym w mojej głowie pojawiła się myśl: "Wreszcie. Mam. Kupuję, Wychodzę", zobaczyłam, że te dwa na pozór słodkie aniołki zaczynają sobie coś wyrywać. Przepychają się, wystawiają język. Mama wkroczyła dość szybko.
Rozdzieliła dziewczynki, ukucnęła między nimi. "Ma być spokój. Rozumiecie? Bo nic wam nie kupię" – powiedziała stanowczym głosem.
Dziewczynki ucichły, a ona dodała: "Jak nie będziecie się sprzeczały, kupię dla każdej z was to samo". To, co usłyszałam, wzbudziło we mnie mieszane uczucia. W pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam. Ale gdy zobaczyłam, że każda dziewczynka bierze ten sam zestaw klocków i ten sam zestaw do zabaw plastycznych, nie miałam żadnych wątpliwości.
Zaczęły kierować się w stronę kasy. A mama dodała: "Szkoda, że nie umiecie się dzielić".
Doskonale wiem, czym są kłótnie między rodzeństwem. Jak trudno jest dzieciom dojść do porozumienia. Dzielenie się zabawkami to już wyższa szkoła jazdy. Kiedy słyszę, że coś zaczyna się dziać, mam ustalony plan postępowania. Po pierwsze – daję im czas na samodzielne rozwiązanie konfliktu. Jeśli widzę/słyszę, że nic z tego nie będzie, że to na pewno się nie uda, wkraczam.
Zaczynam tłumaczyć. Empatia. Zrozumienie. Braterstwo. Dzielenie. Szacunek. Wyjaśniam, powtarzam. Do skutku. Jak mantrę. Zazwyczaj odnoszę sukces. Ustępują, zaczynają się razem bawić. Napięcie i złość gdzieś znikają. Oczywiście za kilka dni (a czasami nawet już po upływie kilku godzin) sytuacja się powtarza.
Często sami dochodzą do porozumienia, z czego jestem bardzo dumna. Niekiedy ponoszę porażkę, bo nikt nie chce ustąpić. Obstają przy swoim. Zacinają się i nie potrafię do nich dotrzeć. Jednak… zawsze się staram. Zawsze.
Chcę dać im od siebie jak najwięcej. Nauczyć, wytłumaczyć, przygotować do dorosłego życia. Bo co jak co, ale nie należy ono do najłatwiejszych. Nie zawsze będzie tak, jak sobie zaplanujemy. Często trzeba będzie pójść na kompromis, ustąpić, zrezygnować. Pogodzić się z porażką.
Domyślam się, że ta kobieta w sklepie nie chciała wyrządzić swoim dzieciom krzywdy. Zależało jej tylko na jednym – spokoju. Na tym, by jej córki się nie kłóciły, by nie wyrywały sobie wszystkiego z rąk. Chciała dobrze. Jednak czy podwójne kupowanie tych samych zabawek jest dobrym posunięciem? Mam co do tego pewne wątpliwości.