Dajmy się ponieść marzeniom. Miłość niczym z bajki. Ona i on. Księżniczka i książę na białym koniu. Romantyczne kolacje przy zachodzie słońca. Śniadania w łóżku. Uśmiechnięte maluszki, które biegają dookoła rodziców. A teraz klaszczemy w ręce. Budzimy się. Jest tu i teraz. Nerwy, pośpiech, różnica zdań. Partner, który nie stara się nas zrozumieć. Ciche dni. Głośne kłótnie. Po prostu rzeczywistość. A gdyby tak zmienić tylko jedną rzecz, być może życie stałoby lepsze. Być może udałoby się uratować związek, który wisi na włosku.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W 2023 roku do sądów okręgowych w całej Polsce wpłynęło blisko 81 tys. pozwów rozwodowych. Zastraszające. Przerażające. W którym kierunku to wszystko zmierza? Jak to się skończy? Przyrzekamy, że będziemy ze sobą, dopóki śmierć nas nie rozłączy, na dobre i na złe. A potem wszystko się wali jak domek z kart. Pewnych rzeczy nie da się odbudować. O pewnych sprawach nie da się zapomnieć. Jednak wtedy, gdy jest jeszcze nadzieja, gdy nie wszystko się zburzyło, warto spróbować.
Babskie pogaduchy
"Nie lubię, gdy nie słucha, jak do niego mówię", "Denerwuję się, gdy lekceważy to, co dla mnie ważne", "Mógłby się bardziej zaangażować, bo nie wiem, jak to się skończy" – mówimy na tych naszych babskich spotkaniach. Wyrzucamy z siebie złość. Wylewamy gorycz. Szukamy u tej samej płci zrozumienia.
"Kiedy mnie zdenerwuje, trzaskam drzwiami i zamykam się w pokoju. Po kilku dniach rozmawiamy normalnie" – powiedziała kiedyś moja koleżanka. Nie skomentowałam, bo wychodzę z założenia, że do pewnych spraw nie należy się wtrącać. Jednak ja mam zupełnie inaczej. Rozmawiam, dużo. Wykrzykuję to, co mi leży na wątrobie. Nie lubię niewyjaśnionych sytuacji i udawania, że problem się sam rozwiązał. Czy to słuszne? Nie wiem. Ja tak po prostu mam.
Złota rada
Na stronie messymotherhood.com przeczytałam ostatnio ciekawy artykuł dotyczący kłótni między partnerami, rodzicami. Kobieta znalazła sposób, który sprawił, że relacja z partnerem zmieniła się nie do poznania. Wystarczyło jedno magiczne słowo "my", które zastąpiło słowo "ja".
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Nie pracujesz zawodowo. Zajmujesz się dwójką maluchów. Ogarniasz dom, robisz zakupy, wychodzisz z dziećmi na spacer. Karmisz, przewijasz. Obowiązkom nie ma końca. Jeden maluszek cały dzień płacze, marudzi. Nie możesz go uspokoić. Nie możesz wyrobić się na zakrętach. Mąż/partner pracuje od 9 do 17. Do domu zmęczony wraca o 18.
Chcesz opowiedzieć o marudnym dziecku, pożalić się i znaleźć jakieś rozwiązanie. Używasz słów: "Muszę się dowiedzieć, dlaczego nasz syn tak marudzi".
Co myśli on: "Ok, musisz, to się dowiedz. Ja teraz zajmę się czymś innym".
Ty się wściekasz, bo zostałaś ze wszystkim sama. Poczułaś, że twój problem został zbagatelizowany. Dochodzi do kłótni.
A teraz tak. Mówisz: "Musimy się dowiedzieć, dlaczego nasz syn tak marudzi".
Co myśli on: "Ok, musimy znaleźć przyczynę. Może ząbkuje, może boli go brzuszek, a może ma gorączkę".
Zaczynacie dyskutować. Ty i on. Szukacie rozwiązań. Razem. On czuje się potrzebny, ty nie czujesz, że wszystko jest na twojej głowie. Kłótni – brak.
Przykładom takich sytuacji nie ma końca. Można je mnożyć w nieskończoność. Następnym razem, gdy będziesz chciała powiedzieć "ja" – muszę, zrobię, sprawdzę, znajdę rozwiązanie, ugryź się w język. Powiedz "my". Dostaniesz nie tylko pomoc i wsparcie ojca dziecka, ale odzyskasz partnera. Będziesz miała mężczyznę, który będzie czuł się ważny. A doceniony mężczyzna to już połowa sukcesu.