Nie jestem psycholożką z wykształcenia, jednak w jakiś sposób czuję, że wiem już na tyle dużo, by móc zadać pytania. I zawsze to robię, najpierw wysłuchuję, a potem pytam. Po dwóch, trzech krótkich pytaniach, najczęściej rodzic sam zmienia wyraz twarzy, maluje się na nim zrozumienie, jakby coś wskoczyło w odpowiednią przegródkę: "Och, tak. Tak było, może masz rację".
Zdradzę wam, że najczęściej mam. W każdym razie jednak nie jest to historia o mojej nieomylności, a o bardzo uniwersalnych potrzebach każdego z nas. I o poznaniu trochę tego, jak funkcjonuje dziecko i jego niedojrzały układ nerwowy.
Kiedy nie dalej niż wczoraj takim trudnym dniem podzieliła się ze mną znajoma matka, zapytałam: "Czy coś się ostatnio działo w waszym życiu?". Odpowiedziała, że owszem, od dwóch tygodni nieco chorują i córka jest co drugi dzień w innym gabinecie lekarskim na kontroli. Zapytałam jeszcze, czy dolegliwości przeszkadzają jej w nocy. Znowu odpowiedź była twierdząca. Powiedziałam czule: "Twoja mała córka od dwóch tygodni ma problemy ze snem. Czuje ból i dyskomfort związany z infekcją. Kilka razy w tygodniu jest u lekarzy, których nie zna. A całe to wydarzenie wiąże się ze zmianą jej codziennego rytmu".
Nic odkrywczego, prawda? A jednak, kiedy sami jesteśmy po drugiej stronie, jako rodzice, czasami w tym współodczuwanym wyczerpaniu, nie mamy dość zasobów, by zrozumieć dziecko. I kiedy ono zaczyna krzyczeć coraz głośniej, pluć, kopać coraz mocniej, wybuchy złości stają się coraz bardziej gwałtowne, nie mamy na nie siły.
I to bardzo ludzkie, jednak warto, byśmy w sobie tę świadomość i siłę znaleźli. Zachowanie naszego dziecka z reguły z czegoś wynika. Czasami wystarczy wyciszyć bodźce, zmienić plan dnia, ograniczyć, to co przytłaczające, a układ nerwowy dziecka wróci do równowagi.
Musimy mieć na uwadze, że ono jest w stanie znieść mniej niż my, ze względu na niedojrzałość tego właśnie układu nerwowego. Po wtóre, kiedy już zostanie przeciążony, nie umie sobie jeszcze wybrać odpowiednich dróg ujścia nagromadzonych emocji. Dziecko nie zdążyło się jeszcze tego nauczyć, po prostu.
Jest jedna rzecz, związana z dziecięcą złością, która chyba najbardziej mnie "odpala", drażni. Założenie, że dziecko robi coś specjalnie, na złość, manipuluje naszymi emocjami, manewruje wyrafinowaniem. To jest absolutnie niemożliwe. Chociaż nie, to jest możliwe, tylko wtedy, jeżeli to rodzic lub najbliższy opiekun, bardzo pilnie dziecko tych zachowań uczył. W innym przypadku, dziecko nie ma możliwości ich użycia, ponieważ nie jest w stanie rozróżnić nawet na początkowym etapie rozwoju emocjonalnego, czym manipulacja jest.
Ono po prostu czuje. I czasem bardzo wprost te uczucia obnaża, bardzo intensywnie je prezentuje. Jednak wciąż, jest to czyste, pozbawione drugiego dna.
Jeżeli istnieje źródło tych zachowań, a zawsze jakieś istnieje, jest naszą rolą, rodzica, by je znaleźć. 5-letnie dziecko nie wyjaśni nam: "Czuję żal i smutek, ponieważ słyszę wasze kłótnie. Jest we mnie lęk, nie wiem, czy was nie stracę". Zamiast tego, będzie częściej popadać w apatię, może też wykazywać "trudne" zachowania, intensywniej i częściej wybuchać złością.
Nie skupiajmy się tylko na tym, co widzimy w danym momencie. Zawsze po takich incydentach, kiedy dziecko już się uspokoi, porozmawiajmy z nim. Porozmawiajmy, nie oceniajmy jego zachowania. To wielka różnica. Może powinnam napisać: wysłuchajmy.
Potrzebujemy wszyscy świata, w którym kompetencje związane z komunikacją wejdą na wyższy poziom, osiągną status kompetencji atrakcyjnych, pożądanych. Bez znaczenia, czy mówimy o komunikacji z 5-letnim dzieckiem, czy 50-letnim dorosłym. Wszyscy powinniśmy skupić się na tym, co najważniejsze i najbardziej ludzkie. Nauce rozmowy i uważnego słuchania drugiego człowieka.
Dziś zacznijcie państwo od swoich dzieci, one na pewno chcą wam coś powiedzieć.
Czytaj także: https://mamadu.pl/183089,agnieszka-stazka-gawrysiak-o-tym-co-uruchamia-w-rodzicu-zlosc