Z koleżankami uwielbiamy sobie przesyłać memy dotyczące macierzyństwa. Często nie mamy czasu na pisanie czy dzwonienie do siebie, a o spotkaniach już nie wspomnę. Taki krótki wymowny filmik lub obrazek mówi jednak tak wiele: "Rozumiem, że to był ciężki dzień, ale dasz radę, wiem, co czujesz".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Graficzne wiadomości stały się takim naszym małym rytuałem, który bardzo lubię. Dzięki temu po ciężkim dniu, gdy czuję, że zawiodłam lub nie dałam rady, to wiem, że nie jestem sama.
Nie ma takich ideałów
Znacie ten typ filmików, który zestawia dwie zupełnie różne sytuacje z podpisami "matka, którą myślałam, że chciałabym być" i "matka, którą w rzeczywistości jestem", na przykłąd taki jak ten:
To one szczególnie zwracają moją uwagę. Nie chodzi jednak o krzyczenie na dzieci czy tracenie cierpliwości, ale o tę pierwszą część. Bo to ta błoga sielanka uświadomiła, mi jedną rzecz.
Niczym matka ze szklanego ekranu
Czy zauważyłyście, że często do zilustrowania tej idealnej wizji macierzyństwa używane są obrazki, na których same się wychowałyśmy? Kocham Julie Andrews i za każdym razem rozczulam się, oglądając "Dźwięki muzyki". Zastanawiając się nad tym bardziej, przychodzi mi do głowy taka myśl, że bajki i filmy, które oglądałyśmy lach 90., bardzo silnie zakodowały nam obraz idealnej matki (tak, wiem, że filmy z Julie Andrews są znacznie starsze, ale w tym czasie często leciały w TV).
To, co oglądałyśmy jako dziewczynki, często pokazywało, jak to łatwo i przyjemnie być matką (nawet tą przybraną) ze śpiewem na ustach i nieustanną radością w sercu. Jak łatwo mieć anielską cierpliwość do takiego, powiedzmy, Denisa rozrabiaki.
Nawet w "Matyldzie" tytułowa bohaterka odnajduje kochającą i troskliwą matkę w swojej nauczycielce, która ma taka spokojny tembr głosu, którego mnie nigdy w życiu nie udało się osiągnąć.
Była tona cukru, lukru i łagodności. Pamiętasz, że nawet psikusy, jakie odstawiały bliźniaczki Olsen, były uznawane za urocze? Wyprowadzały one z równowagi jedynie niedoszłą złą macochę ("Czy to ty, czy to ja"). Zauważyłyście, że tylko te "złe" traciły cierpliwość i podnosiły głos?
Matka, jaką chciałam być
Przebojowa, na czasie, wyrozumiała, znająca rozwiązanie każdego problemu, pewna siebie, zawsze spokojna, cierpliwa i opanowana, potrafiąca poradzić sobie w każdej sytuacji… Oczywiście nie ma nic złego w dążeniu do tego, ale przecież nie jesteśmy robotami czy postaciami z tych wszystkich bajek i filmów, którymi nas przed laty karmiono.
Jesteśmy bardziej wrażliwe, niż się spodziewałyśmy, bywamy potwornie przemęczone i przebodźcowane, zestresowane, nie zawsze znamy odpowiedzi i rozwiązania. Zdarza się, że popełniamy błędy, a także, że pękamy. To nie oznacza jednak, że jesteśmy złymi matkami.
Choć jest to zupełnie ludzkie, to jednak często mamy zakodowany jakiś idealny obrazek, który może wywoływać poczucie winy. Rodzicielstwo przecież nie jest zero–jedynkowe jak na w tych wszystkich memach, filmach czy bajkach. Może już czas przestać się na nich tak bardzo wzorować?