
Mama ucznia pierwszej klasy była zaniepokojona, że jej syn prosi o pieniądze na słodycze, które kupuje w szkolnej świetlicy. Okazało się, że w szkole odbywał się kiermasz świąteczny, jednak zanim kobieta to odkryła, nie mogła zrozumieć, dlaczego dzieci mogą kupować słodycze od pani ze świetlicy.
Dasz mi te pieniądze?
"Zapytał mnie wprost, czy dam mu pieniądze, bo też chce sobie coś kupić, zaczęłam drążyć temat. Coś mi tu nie gra, o co w tym wszystkim chodzi. Usiedliśmy i na spokojnie porozmawialiśmy. Mateusz opowiedział o torbie, która stoi na świetlicy przy pani biurku. Skrywa to, co dzieci lubią najbardziej – słodkości. Są przeróżne, od wyboru do koloru. Podobno dzieci przynoszą z domu pieniądze i kiedy już po lekcjach spędzają czas na świetlicy, kupują wszystko, na co mają ochotę. 'Obiecałem kolegom, że też im coś kupię, bo oni zawsze się ze mną dzielą. Dasz mi jutro te pieniądze?' – zapytał niemalże ze łzami w oczach. No jakbym mogła nie ulec, przecież nie chcę, by czuł się gorszy".
Ale była uczta!
Za pierwszym razem dała synowi 20 złotych. Wszystko wydał. "Z uśmiechem na twarzy wyszedł ze szkoły i powiedział: 'Mamo, wydałem wszystko, ale mieliśmy ucztę!'. Zaczął opowiadać, że pani go zachęcała, by kupił jeszcze to i tamtego spróbował. Częstował kolegów, sobie też nie żałował. Oczywiście kanapki ani winogron nawet nie tknął, nie było to dla mnie zdziwieniem".
Chcę jeszcze i jeszcze
Następnego dnia chłopiec znowu chciał pieniądze. Autorka poruszyła ten temat z innymi mamami, które też narzekały, że ich dzieci proszą o pieniądze na świetlicę. "Dowiedziałam się, że baton, który w sklepie kosztuje niecałe 2 złote, pani sprzedaje prawie za dwa razy tyle. Za najmniejszą paczkę paluszków trzeba zapłacić 4 złote. Jestem trochę zmieszana, zniesmaczona i nie wiem, co o tym myśleć".
"Kto sprzedaje słodycze? Pani ze świetlicy czy szkoła? Czy to w ogóle jest zgodne z prawem?", zastanawiała się mama Mateusza. "Czy uczniowie klasy pierwszej, drugiej i trzeciej (bo to oni przebywają w tej świetlicy) mogą kupować i jeść tyle słodyczy? Jeśli już coś jest sprzedawane dzieciakom, może lepiej, by były to świeże lub suszone owoce czy jogurty".
Po zbadaniu sprawy okazało się, że słodycze były sprzedawane w ramach kiermaszu świątecznego, częstej szkolnej praktyki. Zebrane w ten sposób pieniądze przeznaczane są na różne cele, np. na doposażenie szkoły czy pomoc charytatywną.
Od redakcji
W związku z głosami, że w liście opisano sytuację, która nie miała miejsca, poprosiliśmy jego autorkę o wyjaśnienia i doprecyzowanie. Okazuje się, że opisana przez nią sytuacja nie jest trwałą praktyką w szkole, a akcją zorganizowaną przed Świętami Wielkanocnymi. Uczniowie i uczennice kupują słodycze od nauczycielki pracującej w świetlicy w ramach bazarku świątecznego. Zaktualizowaliśmy treść tekstu. Przepraszamy, że nie zweryfikowaliśmy tego wcześniej. Autorka listu, z uwagi na dobro dziecka, chce pozostać anonimowa.