Terapeuta, ojciec, współzałożyciel platformy wspierającej rodziców, w niedawno opublikowanym poście mówi o zdarzeniu, które choć raz przeżył każdy rodzic więcej niż jednego dziecka. Rzecz o konflikcie rodzeństwa i wynikającej z niego przemocy fizycznej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nie ukrywajmy tego, że dzieci potrafią dać sobie solidnego kuksańca wzajemnie. To nie powinno stanowić "tabu". Jest nierozerwalnie połączone z relacją dzieci i ich ekspresją jeszcze nie do końca rozpoznanych i zdefiniowanych emocji.
Najważniejszą rolę w tej przestrzeni odgrywamy, jak zwykle, my, rodzice. Oto reakcja terapeuty na zdarzenie, w którym jedna z córek uderzyła w twarz drugą:
"Poczułem momentalną eksplozję wewnątrz, chciałem krzyknąć: 'Och, nie!', czułem, że muszę głośno wyrazić swoją złość, niezgodę na to, co się wydarzyło, by pokazać córce, jak poważny to czyn.
Jednak nie zrobiłem tego.
Przyjście do dzieci w stanie wzburzenia, niczego nie naprawi, tylko pogorszy i tak trudną sytuację. Jeżeli ona zachowała się tak agresywnie, jest jasne, że jest w stanie kompletnej dysregulacji. Nie ma możliwości, by zreflektowała się i wyciągnęła wnioski ze swoich błędów w takim stanie.
W tym dokładnie momencie powinniśmy, jako rodzice, skupić się na regulacji własnych emocji, wyciszyć bodźce.
Jednak to, co naprawdę ma znaczenie, to to, czy zrobimy wszystko, by naprawić szkody, które wyrządziliśmy.
Wtedy ona poszła do swojej siostry i obydwie przeprosiły się wzajemnie za swój udział w konflikcie".
Główna rola
Bardzo mnie słowa tego rodzica inspirują, choć wiem, jak trudne jest wdrażanie ich rad w życie. Wiem, jestem w tym miejscu, niemal każdego dnia. Mam tylko jedną córkę, ale życie dostarcza nam różnych przestrzeni do prób regulacji emocji.
Wszystko zaczyna się od nas. Jesteśmy przy dzieciach po to, by im pokazać, jak można sobie poradzić z trudnymi sytuacjami. Nie jesteśmy przy nich po to, by eliminować te trudności z ich życia.
Mamy niezwykle trudną misję, ale wykonalną. Krok po kroku, błąd po błędzie, dojdziemy tam, gdzie chcemy, jeśli zaufamy przede wszystkim sobie.