"To normalne, że rodzice chcą dzieciakom uatrakcyjnić pobyt w przedszkolu, ale czy przy każdej okazji muszą to być prezenty?" – pyta nasza czytelniczka. Justyna ma dość ciągłych składek na zabawki, którymi dzieci i tak się potem nie bawią. Jej zadaniem rodzice szukają tylko pretekstu, ale nie każdy z nich ma sens.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"W naszym przedszkolu jest taki system, że opłacamy komitet i z tego finansowana jest część atrakcji, ale wszelkie prezenty i wycieczki opłacamy dodatkowo. Gdy dostałam wiadomość o kolejnej składce, byłam przekonana, że chodzi o jakiś teatr. Zszokował mnie najnowszy pomysł rodziców.
Znowu zbiórka
Ostatnio kupowaliśmy prezenty na mikołajki. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, bo co chwilę mój syn dostaje coś nowego. Nasze pokolenie nie potrafi przyjść w gości z pustymi rękoma, każda okazja jest świetna, by coś dać. To samo dzieje się także w przedszkolu.
Niby bardziej świadomi odchodzimy od słodyczy, za to przerzuciliśmy się na zabawki i gadżety. Gdy Jaś był mały, to nie było aż tak uciążliwe, teraz jego zbiór nieustannie rośnie, choć osobiście ja praktycznie nic nie kupuję.
Wczoraj przyszła wiadomość z prośbą o zbiórkę pieniędzy, za które zostaną zakupione prezenty z okazji walentynek. Zdębiałam totalnie. Rozumiem pocztę walentynkową w starszych klasach szkoły podstawowej, ale w przedszkolu? Same obchody wydają się absurdalne.
Rodzice jednak szybko podchwycili temat i zaczęli się wymieniać pomysłami na upominki. Zaczęło się od lizaków w kształcie serca, ale to szybko zostało odrzucone, bo cukier i sztuczne barwniki. Obecnie prześcigają się w nowych pomysłach na zabawki.
To zły nawyk
Lada moment będzie Wielkanoc i kolejny pretekst, by wręczyć dzieciakom kolejne upominki. Nie mam siły przebicia w naszej grupie rodziców. Zupełnie nie rozumiem tej manii obdarowywania. Przedszkolaki są zasypywane zabawkami tak często, że już same nie wiedzą czym się bawić. Przy tym nadmiarze ciężko nawet nauczyć szacunku do przedmiotów. Jak coś się psuje, to nie jest żadna strata.
Przy drobnych składkach te gadżety nie są jakiejś świetnej jakości czy dopasowane do indywidualnych potrzeb każdego z dzieci. Kolejne uniwersalne zapchajdziury, które tylko zawalają mieszkanie.
Ten zwyczaj przecież nie uczy dzieci obdarowywania, czy wdzięczności a nadmiernego konsumpcjonizmu i tego, że im się nieustannie coś należy od innych. To chore!".