Zawsze wierzyłam, że możemy wiele nauczyć się, obserwując dzieci. Czuję głęboko, że to one, z niezakłóconymi jeszcze instynktami, niezakrzywioną jeszcze perspektywą, niezłamane, nieskrzywdzone, reprezentują esencję życia. Ich szczerość, bezwarunkowość i umiejętność odczuwania emocji fascynują mnie od zawsze.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Moja córka. Najpiękniejsza, jedyna taka, niezwykła. Kocham w niej wszystko. Kocham jej upór i gniew, bo widzę w niej ogień, którego jako kobiety potrzebujemy bardziej niż zwykle. Kocham jej łagodność dziecka i trzęsącą się bródkę, kiedy coś ją zasmuci. Jej wielkie oczy, które sobie wymarzyłam. Dla mnie w tych oczach jest całe życie i cały wszechświat, wszystko to, co poza nimi, poza moją córką, jest dodatkiem.
Od niemal sześciu lat mam zaszczyt być jej matką. I od niemal sześciu lat odbieram lekcje życia. Moja córka jest moją nauczycielką, zupełnie, jak sądzę, nieświadomą swej roli. Za miesiąc moja córka, Maria, kończy sześć lat. Oto czego mnie nauczyła:
1. Akceptacji
Pogodzenia się z tym, że jest tak, jak jest i to jest ok. Akceptacji tego, że nie zawsze będzie dobrze, takie bowiem jest życie. Kiedy wszystko wokół zdawało się walić, ona, półroczna wtedy, uśmiechała się rano tak samo promiennie. Ściskała mój palec mocno, siedząc w spacerówce, poznając świat. Pachniała wciąż tak samo kojąco. Chaos wokół w końcu ucichł, a ona wciąż była ze mną. Nic więcej nie miało znaczenia.
2. Odpuszczenia
Chyba najważniejsza dla mnie lekcja. Odpuszczenie na wielu poziomach. Odpuszczenie przede wszystkim sobie. Pierwsze problemy wychowawcze, kiedy skończyła trzy lata, moje pierwsze załamanie, boleśnie udowodniły mi, że nie będzie perfekcyjnie. Patrzyłam w lustro i połykałam słone łzy. A jednak ona wciąż była, wciąż ściskała moją dłoń i uśmiechała się do mnie rano. I całą sobą manifestowała: nigdzie się bez ciebie nie ruszę, jestem obok ciebie, pomimo wszystko. I ta jej bezwarunkowa miłość do dziś jest największym błogosławieństwem mojego życia.
3. Dystansu
Dystansu do siebie, tak, to oczywiste. Więcej: dystansu do świata, do obowiązków, do presji, do oczekiwań innych. Patrząc na dziecko, na to, jak cieszy je "zwykłe" życie, myślisz sobie: i po co ten stres? Po co ta presja? Dziecko w swej prostocie przecudnej uczy, że ziemia nie przestanie się obracać, kiedy odwołamy spotkanie. Kiedy zwolnimy, wyciszymy bodźce. Wręcz przeciwnie: stanie się dla nas lepszym miejscem i poczujemy, o czym naprawdę jest życie.
4. Obecności
Osadzania się w danym momencie. Przed narodzinami córki miałam tendencję do fantazjowania, o tym, jak będę się czuć w przyszłości, gdzie będę, co zdobędę, z kim będę obok. Zawsze było jakieś: kiedyś. W noc po porodzie, kiedy leżałam z nią na szpitalnym łóżku, czułam się spełniona, obecna jak nigdy wcześniej. Już nie było: kiedyś. Byłam tam i nigdzie więcej nie chciałam być. Czuję to od sześciu lat, każdego dnia.
Inne strony
Macierzyństwo odsłoniło również te płaszczyzny, które nie są powodami do dumy, ale istnieją. Moja córka pokazała mi również, że:
5. Jestem krucha
Nie jestem tak silna, jak mi się wydawało. Nie jestem w stanie unieść wszystkiego, ani emocjonalnie, ani fizycznie. Ciąża, poród i połóg wiązały się z morzem łez. Nie zamieniłabym tego doświadczenia na żadne inne. Podobno najwięcej uczymy się o sobie w momentach bólu…
6. Noszę w sobie niezaleczone traumy
Mam w sobie więcej do przepracowania, niż myślałam. I to z całą pewnością pokazała mi dopiero ona. Moje wady, schematy, odbijają się w niej jak w lustrze. To z pewnością najtrudniejsza część tego procesu, ale nie będę przed państwem udawać, że istnieje macierzyństwo, które trudów nie zna. Nie wierzę w to.