Moja wychowawczyni z pierwszych klas była dość surowa i wymagająca, ale nauczyła nas niezwykle ważnej rzeczy. Ta lekcja życia towarzyszy mi do dziś i chciałabym tego nauczyć moje córki. Patrzę jednak ze smutkiem na grupy przedszkolne i szkolne klasy, które nie wiedzą, co to wspólne dobro.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Za moich czasów szkoły nie zapraszały dzieci na bale przebierańców i tym podobne atrakcje. Dla naszej wychowawczyni nie był to jednak problem. W swoich wolnych godzinach wiozła wielką wieżę stereo i inne gadżety pociągiem. Organizowała zabawę w naszej klasie. Oczekiwała jednak zaangażowania od rodziców i dzieci.
Wspólne przygotowania: szykowanie sali, pieczenie ciast, a także sprzątanie, było nieodłącznym elementem każdej z tych imprez. Uczestniczyli w tym wszyscy. Z perspektywy czasu widzę, że nie tylko nas to integrowało, ale i uczyło, że jeśli każdy z nas da coś od siebie, może być naprawdę świetnie. Dziś niestety mało kto to dostrzega.
Czy to nieoczywiste?
Wychowawczyni mojej córki kiedyś zapytała, czy jako rodzice chcemy po akademii zorganizować dla dzieci poczęstunek. Pani wyraźnie dała do zrozumienia, że fajna byłaby taka integracja rodziców i dzieci, przedszkole daje taką możliwość, jednak reszta leży w naszych rękach. Ucieszyłam się, ale szybko się okazało, że brakuje chętnych do szykowania. Dramat jednak rozegrał się dopiero na koniec spotkania.
Po miłych rozmowach i słodkich przekąskach rodzice zaczęli się szybko ulatniać. Nagle się okazało, że zostałam ja i jeszcze jedna mama. Sala była w opłakanym stanie. Praktycznie żaden z dzieciaków i rodziców nie sprzątnął po sobie talerzyka, a naokoło stołów była cała masa okruszków, walały się kubeczki i resztki jedzenia. Wszyscy założyli, że ktoś inny to ogarnie. Tylko kto? Nauczycielka? Było mi wstyd. Przecież to sala naszych dzieci, o którą wszyscy powinniśmy dbać. Skoro zorganizowaliśmy poczęstunek, powinniśmy także posprzątać.
Ważna lekcja
Współcześni rodzice nie chcą się angażować. Wolą zapłacić składkę (choć z tym też bywa różnie), byle nie musieć nic robić. Słyszę od znajomych pełno podobnych historii i zawsze jedno i to samo wyjaśnienie: "nie mogę, bo pracuję". To jest chyba najbardziej absurdalne wytłumaczenie, jakie można wymyślić.
Prawda jest taka, że absolutnie zawsze można się jakoś zaangażować, trzeba tylko chcieć. Wiem, że niełatwo znaleźć czas na "takie" sprawy i ja także nie potrzebuję dorzucać sobie kolejnych zadań, ale warto pamiętać, że to ważny etap życia naszych dzieci.
Przecież nie wszystko w można kupić, ale także nie wszystko nam się należy. Pokazując, że jako rodzic podciągam rękawy i wykonuję jakąś pracę dla naszej małej wspólnoty, uczę czegoś ważnego, nawet jeśli jest to "tylko" pieczenie, ustawianie stołów czy sprzątanie. To także nauka, by dbać o siebie nawzajem i o miejsce, w którym spędzamy tak dużo czasu.
Dzieci nas obserwują, nie pozbawiajmy ich szansy nauczenia się czegoś tak niezwykle ważnego.