Dzieci na nie czekają, rodzice niekoniecznie. Ferie, wakacje, święta, dni ustawowo wolne to dla pociech odpoczynek, a dla rodziców udręka. Oczywiście wspaniale jest móc trochę dłużej pospać, nie szykować śniadania w pośpiechu, czy na spokojnie umyć zęby. Fajnie jest spędzić czas z dzieckiem, ale tak w granicach zdrowego rozsądku. I na tym przyjemności się kończą.
Spotkałyśmy się w osiedlowym warzywniaku i od razu wpadłyśmy na ten sam pomysł. Szybka kawa w pobliskiej kawiarni. Ciepła szarlotka była miłym dodatkiem. Z racji tego, że zostawiłyśmy mężów (zmęczonych całym dniem pracy) z dziećmi, nie miałyśmy zbyt dużo czasu. Jednak te 20 minut w zupełności nam wystarczyło.
Bo my, mamy (każda z nas ma trójkę dzieci), rozumiałyśmy się bez słów. Dzieci to był nasz główny temat. Nie zboczyłyśmy z niego nawet na chwilę. Momentami byłyśmy tak rozemocjonowane, że mam wrażenie, że osoby z pobliskiego stolika dziwnie się na nas patrzyły.
Kiedy dzieci chodzą do szkoły, przedszkola, jest więcej zadań i obowiązków do wykonania, ale wbrew pozorom jest łatwiej. Rano pęd, pośpiech, trochę emocji. Ale kiedy dzieci pójdą na zajęcia, mamy chwilę oddechu.
Wiadomo, nie leżymy z nogami podniesionymi do góry, ale w spokoju możemy coś zrobić. Bez tego ciągłego "mamo", bez krzyków, pisków i wyrywania sobie zabawek. Ja miałam o tyle lepiej, bo dwójka moich chłopców na kilka dni pojechała do dziadków. Ewelina (ta, z którą się spotkałam) miała prawdziwy meksyk.
Nie dość, że starszaki mają ferie w szkole, to najmłodszy przedszkolak się rozchorował. Niemalże dwa tygodnie spędzili w domu. Na samą myśl aż jej współczuję.
O zabawki porozrzucane po całym domu potknęłam się nieraz, a by dostać się do pokoju dzieci, musiałam pokonać bazę z krzeseł, koca i poduszek. Istne szaleństwo. O ile czas, kiedy czytaliśmy książki, budowaliśmy z klocków czy rozwiązywaliśmy łamigłówki, wspominam cudownie, to były momenty, w których miałam dość.
Ewelina przyznała, że popłakała się z bezsilności i kilkukrotnie przeklinała osobę, która te nieszczęsne ferie wymyśliła. Z racji choroby najmłodszego, nie wychodzili z domu przez większość czasu. To była katorga, tyle dni w zamknięciu niemalże bez dostępu świeżego powietrza.
Kiedyś miałam podobnie, to wiem, o czym mówiła. Rozmawiałyśmy szczerze, nie kryłyśmy, że odliczamy dni, godziny do końca ferii. Dobrze, że dobiegają końca i od poniedziałku wszystko wróci do normy. Gdyby trwały jeszcze tydzień, oszalałabym.
Ktoś może pomyśleć, że jesteśmy złymi, wyrodnymi matkami, które nie mogą się doczekać, kiedy dzieci pójdą do szkoły. Ten, kto nie ma potomstwa, może powiedzieć, że powinnyśmy puknąć się w głowę.
Jednak my, matki, jesteśmy tylko ludźmi, którzy czasami potrzebują chwili spokoju, wytchnienia. Ludźmi, a nie zaprogramowanymi robotami. Zamykamy oczy i marzymy o samotności, spokojnej kąpieli czy wypiciu ciepłej herbaty.
Nie jesteśmy złe. My kochamy, dbamy i szanujemy. Uwielbiamy swoje dzieci, doceniamy czas spędzony razem. Ale czas po szkole, przedszkolu. Całe dnie z trójką dzieci potrafią wykończyć. Kiedy usłyszysz, że matka narzeka i marudzi, nie krytykuj, a postaw się na jej miejscu. Zapytaj, czy pomóc? Wesprzyj, ale nie ciepłym słowem czy uśmiechem. Jeśli możesz, zabierz dzieci na spacer, tak by matka mogła złapać oddech.
Czytaj także: https://mamadu.pl/181007,nie-stac-ich-na-ferie-w-gorach-znalezli-jednak-sposob-na-to-jak-wyjechac