logo
Nie każdego ucznia stać na udział w balu studniówkowym. fot. Karol Makurat/REPORTER
Reklama.

Rekordowo drogie studniówki

Serwisy finansowe już jakiś czas temu zapowiadały, że koszty organizacji studniówek w 2024 roku będą rekordowo wysokie. Nie pomaga inflacja i szalejące ceny, ale i firmy, które mogą zarobić na takiej imprezie, chętnie korzystają z okazji.

Czasy skromnych bali na sali gimnastycznej poszły w niepamięć, a młodzież bawi się na hucznych imprezach. Nie wszystkich zachwyca ta tendencja, bo wiąże się ona z bardzo wysokimi kosztami. Czyżby komitety studniówkowe nie brały pod uwagę, czy kogoś na to będzie stać? Maturzyści w serwisach społecznościowych od kilku miesięcy chętnie dzielą się informacjami, ile dokładnie kosztuje udział w balu organizowanym przez ich szkołę. I trzeba przyznać, że rozstrzał cenowy jest niemały.

Wiele osób zarzuca organizatorom rozrzutność podczas organizacji studniówek, zbyt drogie lokale i niepotrzebne dodatkowe atrakcje. To sprawia, że widełki są bardzo szerokie. Koszt wstępu dla jednej osoby to przeważnie: 350–800 zł, podobnie dla osoby towarzyszącej: 350–800 zł. Do tego należy doliczyć koszty przygotowania jak sukienka lub garnitur i buty, a także często fryzjer i makijaż.

Ważne było, by byli wszyscy

Przy takich kwotach przestaje dziwić, że niektórzy uczniowie w tym roku postanowili zrezygnować z udziału z balu, jednak to niejedyna opcja. Okazuje się, że są szkoły, w których najważniejsze jest to, by każdy mógł wziąć udział w zabawie. Nasza czytelniczka opisała swoją historię i trzeba przyznać, że inicjatywa tych uczniów robi wrażenie.

"Choć od mojej studniówki kilka lat już minęło, moja była klasa również spotkała się ze ścianą w postaci cen – chodziłam do szkoły w bardzo biednej okolicy i większość osób z mojej klasy była w trudnej sytuacji finansowej. Z tego względu ceny talerzyków były dla nas zaporowe nawet w mniej kryzysowych czasach niż obecnie, ale nie chcieliśmy rezygnować ze studniówki ani nie chcieliśmy wykluczać z niej tych, którym było najciężej w kwestii pieniędzy" – wspomina pani Julia.

"To był akurat moment, w którym ze sklepików szkolnych wycofano drożdżówki, więc wpadliśmy na pomysł, by przynosić do szkoły różnej maści domowe, własnoręcznie robione przysmaki i sprzedawać je na przerwach – od ciast i kanapek, przez tosty, po proste dania na ciepło typu zupy czy gulasze szykowane na pożyczonej kuchence turystycznej.

Nauczyciele jak najbardziej poparli nas w tej inicjatywie i pomogli wszystko zorganizować, więc dzień w dzień wystawialiśmy na korytarzu swój 'sklepik' (szybko stając się przy tym dość poważną konkurencją dla oficjalnego sklepiku szkolnego), wyznaczaliśmy dyżury, każdy przynosił, co mógł i w ten sposób sfinansowaliśmy wszystkie koszty studniówki, tj. wynajem sali, talerzyki dla nas, nauczycieli i rodziców, zespół itp., wystarczyło nawet na jednakowe kotyliony dla wszystkich dziewczyn, kwiaty do marynarek dla chłopaków i drobny upominek dla wychowawczyni.

Nasz pomysł ze sklepikiem okazał się takim strzałem w dziesiątkę, że finansowanie studniówki w ten sposób stało się wręcz szkolną tradycją i wszystkie kolejne roczniki podejmowały się tego samego, też raczej z sukcesami. Uważam, że to jest super pomysł i nawet jeśli dziś nie dałoby się w ten sposób pokryć całości kosztów studniówki, to na pewno pomogłoby je to znacząco obniżyć" – dodaje z dumą nasza czytelniczka.

Trzeba przyznać, że inicjatywa robi wrażenie. Zamiast liczyć na rodziców, wzięli sprawy w swoje ręce.

Czytaj także: