Sezon studniówek w pełni. Już we wrześniu, po pierwszych zebraniach organizacyjnych rodzice i uczniowie narzekali na cenę "talerzyka". Wielu młodych ludzi nawet zrezygnowało z udziału w zabawie. Ci, którzy chcą imprezować, zdecydowali się na dość zaskakującą oszczędność. Dla niektórych to zerwanie z wieloletnią tradycją.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Udział w balu studniówkowym to ważna tradycja dla uczniów szkół średnich. W końcu to ostatnia szkolna impreza przed zakończeniem edukacji i wkroczeniem w dorosłość. Czasy organizacji takich zabaw w salach gimnastycznych już dawno odeszły do lamusa, a studniówki coraz bardziej przypominają wykwintne bale: DJ, bogato zastawione stoły, fotobudki i czekoladowe fontanny.
Średni koszt udziału pary w studniówce to ok. 700-800 zł. Poza ceną "talerzyka" należy doliczyć strój, fryzjera i inne dodatki. Przyjęło się, że uczniowie pokrywają również koszt udziału nauczycieli w balu. Sumując te wszystkie koszty, często są to kwoty nie do udźwignięcia przez wiele rodzin. Niektórzy uczniowie sami rezygnują z zabawy, inni szukają oszczędności.
Dla kogo jest ta zabawa?
Jak podaje "Gazeta Pomorska", jednym z pomysłów na zmniejszenie kosztów jest redukcja liczby zaproszonych nauczycieli. Zamiast wszystkich pedagogów, uczniowie ograniczają się jedynie do dyrekcji, wychowawcy i nauczycieli od przedmiotów maturalnych. Przy takim rozwiązaniu największe oszczędności widać w niewielkich placówkach, gdzie jest mniej uczniów.
Pomysł ten wywołuje spore emocje zarówno wśród nauczycieli, jak i młodzieży czy rodziców. Z jednej strony to tradycja i sposób na zakończenie pewnego etapu edukacji, z drugiej uczniowie bardzo trzeźwo myślą o wydatkach.
Na forach od kilku miesięcy pojawiają się wpisy nastolatków, którzy nie chcą obciążać rodziców takimi kosztami, a jeśli sami odłożyli na ten cel, mają świadomość, że za te pieniądze mogliby np. zorganizować fajną wycieczkę.
Choć pojawiają się głosy, że przecież "wypada zaprosić nauczycieli", to niektórzy przypominają, że to uczniowska impreza, z którą słono płacą i mają prawo zaprosić, tego kogo chcą.
Pewna licealistka na forum napisała, że u niej w szkole nauczyciele sami zaproponowali, że zapłacą za swój "talerzyk". Z drugiej strony pojawiają się głosy: "dlaczego nauczyciel ma płacić za fanaberie uczniów, na które nie miał wpływu". Jedno jest pewne: przy obecnych cenach ciężko o kompromis w sytuacji, gdy to tylko jedna ze stron płaci. A skoro ponosi już niemałe koszty, czy nie ma prawa decydować?