Kilka dni temu, zupełnym przypadkiem spotkałam w warzywniaku koleżankę. Nie widziałyśmy się kilka miesięcy, miałyśmy sobie wiele do powiedzenia. Umówiłyśmy się na babskie ploteczki, podczas których usłyszałam coś, co wprawiło mnie w osłupienie. Mężczyzna, z którym związana jest Ola (wspomniana koleżanka), zagroził jej rozstaniem. Najbardziej zaskakujące jest to, co go do takiej decyzji skłaniało.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Niby mieszkamy na tym samym osiedlu, kilka bloków dalej, ale jakoś rzadko się spotykamy. Każda z nas ma swoją rodzinę, mnóstwo obowiązków i najzwyczajniej w świecie czasu nam brak. Kiedy spotkałyśmy się w warzywniaku, stwierdziłyśmy, że to znak, że musimy wreszcie umówić się na spotkanie. Tego samego dnia, wieczorem, zajadałyśmy się czekoladowymi lodami i plotkowałyśmy.
Bez ślubu
Olę znam z czasów liceum. Pamiętam, że już wtedy spotykała się z Bartkiem, kolegą z równoległej klasy. Kiedy na nich patrzyłam, zazdrościłam im, że mają siebie. Tworzyli taką szczęśliwą parę, dogadywali się w każdej kwestii. Na pierwszym roku studiów zamieszkali ze sobą i tak wiedli spokojne i szczęśliwe życie.
Kilka lat później Ola zaszła w pierwszą ciążę, potem w drugą. Ma dwie wspaniałe córeczki, takie słodkie, małe blondyneczki. Choć urodziła dwójkę dzieci, nigdy nie wyszła za mąż. Tak naprawdę nie znam dokładnego powodu. Coś kiedyś wspomniała, że Bartkowi się nie spieszy, że on papierka nie potrzebuje. A czy ktoś pomyślał o niej?
Chciała męża
Wiem, bo znam Olę dość dobrze, że jednym z jej marzeń jest romantyczny ślub. Nie musi być wystawnie i z przepychem, ważne, by była ta magiczna atmosfera. Nigdy nie dawała po sobie poznać, że ten wolny związek dawno się jej znudził. Robiła dobrą minę do złej gry. Jednak wiedziałam, bo potrafię czytać między wierszami, że tak naprawdę bardzo chciała być żoną.
Stało się
Jakiś rok temu Bartek się jej oświadczył. Kiedy na jej serdecznym palcu prawej dłoni pojawił się pierścionek ze szmaragdem, od razu obdzwoniła wszystkie koleżanki. Choć przygotowania do ślubu jeszcze się nawet nie rozpoczęły, już wszystkich zapraszała.
Miałam wrażenie, że unosi się pięć metrów nad ziemią. Niby są z Bartkiem od wielu lat, mieszkają razem, mają dzieci, to tej legalizacji związku bardzo jej brakowało. Każdy ma do tego prawo. Każdy ma prawo marzyć i cieszyć się, gdy te marzenia się spełniają.
Pojawił się problem
Wesele miało odbyć się w nadchodzące wakacje. Ola wszystko dopięła na ostatni guzik, jednak jak się okazało, bez jednej rzeczy. Chciała zostać przy swoim nazwisku, nie wiem, dlaczego jej tak na tym zależało, ale nie mi to oceniać.
Niestety, Bartek za nic w świecie nie chciał się na to zgodzić. Wspomniała, że usilnie próbował ją przekonywać, nakłaniać, namawiać. Ona nie chciała ustąpić. Tak postanowiła i nie miała zamiaru zmienić zdania.
Rozstanie?
I wiecie co? Bartek ujął się honorem, męską dumą i zagroził Oli, że jeśli nie przyjmie jego nazwiska, rozstaną się. Kiedy to usłyszałam, zaniemówiłam. Ona nie mogła powstrzymać łez, zaczęła płakać.
Z jednej strony płakała, bo chciała zostać przy swoim nazwisku, z drugiej nie chciała rozstawać się z Bartkiem. Na tym jednak nie koniec. Kiedy Ola ochłonęła, uspokoiła się
powiedziała mi jeszcze jedną, naprawdę mądrą rzecz. Czy jest sens wychodzić za
mąż za mężczyznę, który z takiego błahego powodu grozi ukochanej osobie
rozstaniem?