Moja niespełna 6-letnia córka od miesiąca skarży się na ból brzucha. Było dla mnie jasne, jako matki i odpowiedzialnej dorosłej, że tak długi czas dolegliwości wymaga konsultacji z profesjonalistą.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Cała nasza rodzina jest pod opieką prywatnej sieci, jednej z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce. Konsultacja telefoniczna z pediatrą była dostępna z dnia na dzień. Umówiliśmy córkę i czekałam na telefon.
O godzinie 10:20 zadzwoniła lekarka. Miała dojrzały, spokojny głos. Wzbudziła moje zaufanie, ostrożnie wymieniłam wszystkie objawy córki i nasze doświadczenia z infekcjami w ostatnim czasie.
Nie tego oczekiwałam
Po tym, jak zamilkłam, by usłyszeć medyczny komentarz i realne wsparcie, usłyszałam coś w rodzaju: "Czy jest pani pewna, że córka nie próbuje skupić na sobie państwa uwagi?". Zamarłam, nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Wykrztusiłam słabe: "Raczej nie…".
A lekarka rozkręcała się w najlepsze. Przez ponad 5 minut słuchałam o tym, że małe dzieci w ten sposób manipulują rodzicami. Słuchałam o tym, że najprawdopodobniej Marysia stara się wrócić do stanu, w którym znajdowała się podczas wcześniejszych infekcji, tj. kompletnego zaopiekowania i leżenia w łóżku.
Między słowami usłyszałam więc, że moja córka jest manipulantką, kłamczuchą, a ja jestem niekompetentną matką, młodą i głupiutką, skoro nie domyślam się tego nikczemnego planu.
Wysłuchałam do końca tego, co miała do powiedzenia. Nie przerywam innym, uważam, że to niestosowne.
W chwili milczenia, kiedy medyczka najwyraźniej chciała zakończyć rozmowę na niczym (nie dostałam porady lekarskiej, skierowania na USG, na badania, etc.), powiedziałam spokojnie: "Dziękuję pani za tę sugestię. Myślę jednak, że moja córka ma wystarczająco dużo uwagi od nas na co dzień i ufam jej na tyle, by sądzić, że nie symuluje bólu. Myśleliśmy raczej o poradzie lekarskiej, mieliśmy nadzieję na podpowiedź, czy warto wykonać badanie? Czy może sprawdzić organizm na obecność pasożytów?".
Odpowiedziało mi wymowne milczenie. Po kilku sekundach usłyszałam chłodne: "Skoro pani twierdzi, że córka nie udaje, wypisuję skierowanie na USG jamy brzusznej. Dziękuję, to wszystko".
Podziękowałam, rozłączyłam się i "przyjrzałam" temu, jak się czułam.
Żyję w Polsce na tyle długo, by wiedzieć, jak zaprogramowani jesteśmy, jakie błędne przekonania kierują społeczeństwem, szczególnie w kwestii wychowania człowieka.
Pracowałam z dziećmi, uczyłam się o nich na studiach, dzieci to gros mojego życia. W każdym tego słowa znaczeniu. I zawsze mnie niezwykle denerwuje, kiedy spotykam takich dorosłych. Takich zadufanych, takich przekonanych o własnej słuszności, o swoich jedynych, niepodważalnych poglądach.
I to mnie bardzo zasmuciło w tamtej chwili. Brak wsparcia, słowa o dziecięcej manipulacji i próżność tej kobiety.
Jednak na końcu wyszłam z tej rozmowy obronną ręką i z dystansem i współczuciem pomyślałam o takich ludziach. Zamkniętych w swoich szufladkach, wybierających, by zagłuszać innych swoimi słowami, zamiast ich wysłuchiwać.