Nasza czytelniczka chciała pokazać dzieciom, jak magiczne może być ubieranie choinki. Pomysł ten jednak zakończył się rodzinną awanturą. "Miało być tak miło i rodzinnie, a teraz nawet nie mam ochoty na wspólne świętowanie" – żali się Iga.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jako dziecko zawsze lubiłam ubieranie choinki. To mój ojciec odpowiadał za tę świąteczną tradycję. Gdy mama działała w kuchni, tata miał nas zająć pracą nad drzewkiem. Zawsze starannie rozkładał wszystkie gałązki i umieszczał lampki na choince. Potem my z siostrą mogłyśmy działać.
Miłe wspomnienia
Pamiętam, ile przyjemności sprawiało nam otwieranie pudełek z bombkami. Niby co roku wyciągałyśmy te same ozdoby, ale to zawsze była frajda odkrywać je na nowo. To był miks przeróżnych ozdób zbierany przez moich rodziców i dziadków latami.
Wśród bombek znajdowały się też szczególne perełki dużo starsze ode mnie: grzybki, szyszki, sopelki, panienka w srebrnej sukience, czerwony czubek i dwie niezwykle wyjątkowe bombki: Jacek i Agatka.
Wszystkie bombki były oczywiście szklane, więc trzeba było bardzo uważać. Łańcuchy i anielski włos kończyły dzieło. Po tej twórczej pracy uwielbiałyśmy z siostrą kłaść się pod drzewkiem i przeglądać w tych największych bombkach.
Dziś sama jestem mamą, ale mam wrażenie, że ubieranie drzewka nie jest tak bardzo emocjonujące. Niby kupujemy żywe drzewko. Mamy jednak plastikowe bombki, bez historii, wszystkie podobne do siebie. Postanowiłam więc, że w tym roku pojedziemy do mojej mamy, by pomóc w ubieraniu drzewka. Bardzo chciałam, by moje córki doświadczyły tego, co ja, gdy byłam dzieckiem.
Ważne, ale czy najważniejsze?
Może i popełniłam błąd, bo dzieci przyzwyczajone do plastikowych bombek nie do końca wiedziały, jak się obchodzić z tymi szklanymi. Z drugiej strony trzeba przecież pamiętać, że to bardzo stare ozdoby, które potrafią się po prostu rozsypać w ręku.
Choć moja mama była w kuchni, momentalnie przybiegła do pokoju, gdy usłyszała odgłos tłukącego się szkła. Widziałam niepokój w jej oczach i gdy próbowałam ostudzić jej emocje, córka upuściła kolejną ozdobę. Tym razem oberwał Jacek – jej ukochana bombka.
Oburzona rzuciła, by dziewczynki już nic nie dotykały i zostawiły ubieranie drzewka. Chciałam całą sytuację obrócić w żart, ale się nie udało. Zrobiła awanturę, że powinniśmy okazać więcej szacunku dla jej pamiątek, że to dla niej ważny element świąt, a ja podchodzę do tego tak beztrosko. Kiedy powiedziałam, że to 'tylko bombki', to obraziła się na mnie i na dzieci.
Szczerze mówiąc, zupełnie odechciało mi się Bożego Narodzenia. Wiem, że symbole i tradycje są ważne, ale chyba nie najważniejsze? Córki absolutnie nie rozumieją reakcji mojej mamy, ja z resztą też".