– Ja mieszkałam w tym kraju przez 23 lata, więc wiele historii opowiadam już "bez emocji". Natomiast te różnice i doświadczenia są skrajnie różne od tego, co znamy – tak o swoim życiu w Senegalu mówi Anna Haris. Przeczytajcie państwo o kraju, w którym kobiety mogą nie zdążyć dojechać do szpitala, bo jest zbyt daleko. A z przychodni uciekają kilka godzin po porodzie, by uniknąć dodatkowych opłat za pobyt.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rozmawiam z Sarą Suchowiak, położną z Polski, która kolejny raz wyjechała z ramienia Polskiej Misji Medycznej, by szkolić pracowników lokalnej służby zdrowia z sytuacji nagłych w położnictwie i neonatologii. W rozmowie tworzy duet z koordynatorką projektu, która przez wiele lat mieszkała w Senegalu – Anną Haris.
Magdalena Woźniak: Jak wygląda dostęp do opieki medycznej, szczególnie położniczej, w Senegalu?
Anna Haris: Dane są dosyć przerażające, to jest jeden lekarz na nawet dwadzieścia tysięcy mieszkańców, czy nawet jeden lekarz na sto tysięcy mieszkańców. Mówimy tutaj o wioskach, w dużych miastach sytuacja wygląda znacznie lepiej.
W naszym projekcie wzięliśmy pod opiekę powiat Diakhao od miasteczka powiatowego o tej samej nazwie. W tym powiecie znajduje się kilkadziesiąt wsi i poza jedną przychodnią miejską, w której znajduje się izba porodowa, znajduje się tam trzynaście przychodni wiejskich i w każdej z nich istnieje mała porodówka.
Niemal w każdej placówce jest obecnie położna. Tam, gdzie ich wciąż brak, opiekę sprawuje pielęgniarz/pielęgniarka. Wykwalifikowane położne są na izbach porodowych wspierane przez matrony, z którymi system nie do końca wie, co zrobić…
To są kobiety, najczęściej starsze, które od dekad wspierają kobiety przy porodach w tej części świata. Nie mają wiedzy medycznej, a swoje metody czerpią z doświadczenia i obrzędów. We współczesnych przychodniach pełnią raczej rolę wspierającą kobiety, nie przyjmują samodzielnie porodów.
Chciałabym usłyszeć o tych niezwykłych kobietach więcej…
Sara Suchowiak: Ich umiejętności są naprawdę duże, ponieważ biorą się z ogromnego doświadczenia. Niestety w ich metodach nie ma mowy o medycynie opartej na dowodach naukowych. W sytuacjach zagrażających matce lub dziecku, wykształcenie medyczne oraz ciągłe poszerzanie swojej wiedzy jest niezbędne.
Osobiście myślę, że dużym problemem jest niechęć rządzących do doszkalania tych kobiet. Matrony nie są oficjalnie uznane jako zawód medyczny. Ich stan wiedzy można byłoby zaktualizować, poprawić. Niestety nie ma takich rozwiązań, a wciąż pozostają we wsiach kobiety, które rodzą w domach, tylko w towarzystwie matron.
W przychodniach matrony są zatrudniane na część etatu, w roli douli. Wspierają rodzące kobiety w pierwszej fazie porodu, proponują im niefarmakologiczne metody łagodzenia bólu. Ich rola w opiece okołoporodowej wciąż jest znacząca.
Czy śmiertelność matek i noworodków spada?
Sara Suchowiak: Tak, na przestrzeni ostatnich lat można zaobserwować spadek śmiertelności okołoporodowej. Senegal ma jedne z lepiej opracowanych schematów postępowania w razie zagrożenia dla matki lub dziecka. Jednak tylko w szpitalu wojewódzkim jest możliwość wykonania cięcia cesarskiego.
A ten jest w znacznej odległości od większości wsi, a nawet miasteczek. Ani przychodnie, ani nawet szpital powiatowy nie zapewni rodzącej kobiecie wykonania tego zabiegu ratującego życie. A tutaj liczą się minuty. Kobieta często nie ma szans na dojazd do placówki.
Państwowa służba zdrowia w Senegalu jest płatna?
Anna Haris: Tak i to jest znaczący problem dla wielu mieszkańców. Pieniądze stanowią często główny czynnik, który uniemożliwia choćby podstawowe badania ultrasonograficzne, które powinny zostać wykonane w czasie trwania ciąży. Każde wsparcie medyczne wymaga ponoszenia opłat.
Doba spędzona w szpitalu podczas porodu również?
Sara Suchowiak: Tak. Dlatego pomimo wskazań, by zostać pod opieką lub obserwacją w placówce medycznej, kobiety często podejmują decyzję o wcześniejszym wyjściu. Czasami to jest kilka godzin po porodzie.
Jaka jest rola ojca w relacji z dzieckiem w Senegalu?
Anna Haris: Jak niemal w każdej kulturze tradycyjnej, mężczyzna zaczyna się interesować dzieckiem, kiedy ma możliwość zagrania z nim w piłkę, rozmowy z nim. Natomiast ojcowie są niezwykle dumni, zwłaszcza z pierwszego dziecka. Małżeństwo w Senegalu jest stworzone po to, by powołać na świat nowe życie i ja nie znam pary, która nie zdecydowała się na posiadanie dziecka. Jednocześnie rolą mężczyzny jest zapewnienie bytu rodzinie. To on najczęściej zarabia pieniądze, dysponuje nimi.
I to on decyduje o kwocie, jaka zostanie wydana każdego dnia na zakupy spożywcze?
Anna Haris: Tak, dlatego w programie przeciwdziałania niedożywieniu, jaki jako Polska Misja Medyczna realizujemy, ważne jest dla nas uświadamianie i edukacja zarówno mężczyzn, jak kobiet. Wiele kobiet i mężczyzn często nie rozumie, że nie wystarczy, by dziecko jadło codziennie ten sam produkt. Nie wiedzą, jak urozmaicać dania, lub dzieci dostają to samo, co dorośli. A to niestety często okazuje się zgubne.
Dania senegalskie zawierają silne przyprawy, składniki, które są dla dzieci trudne do przyswojenia. Dzieci jedzą ze wspólnych mis z dorosłymi i spożywają produkty, które nie są do nich dostosowane. Tak długo, jak nie zmieni się ich stan wiedzy, nie zniknie problem z niedożywieniem dzieci…
Trudno jest nam to zrozumieć i zaakceptować…
Anna Haris: Trudno. Ja mieszkałam w tym kraju przez 23 lata, więc wiele historii opowiadam już "bez emocji". Natomiast te różnice i doświadczenia są skrajnie różne od tego, co znamy. Kolejnym źródłem problemów, również tych zdrowotnych, jest podejście, z jakim wychowane są dzieci. Dziewczynki mają być uległe, grzeczne, podporządkowane. Chłopcy natomiast wychowywani są na "wojowników". Nie znają łez, nie powinni płakać, nie okazywać bólu.
Cała kultura opiera się na takiej zasadzie, że to, co się z nimi dzieje, ma ich wzmocnić. Również choroby. Więc bywa, że rodzice zgłaszają się do placówek medycznych zbyt późno…
Kiedy myślę o kobietach z plemion, widzę przed oczami matkę z dzieckiem przy piersi. Karmienie piersią w Senegalu jest powszechne?
Anna Haris: Niestety nie. Żyjemy w dobie globalizacji, wszyscy mają dostęp do internetu. Afrykanki ulegają modom żywieniowym, tak samo jak inne matki na świecie.
Sara Suchowiak: Na bilbordach w dużych miastach uśmiechnięte matki karmią butelką niemowlęta. To narzędzia manipulacji dużych producentów mieszanek. Niestety, skuteczne. Młode matki aspirujące do współczesnych rozwiązań, próbują podawać mieszanki. A kiedy dziecko raz spróbuje smoczka i doświadczy łatwości ssania, może odrzucić pierś. Z wiekiem dziecko będzie tej mieszanki potrzebować więcej. A tu pojawia się choćby czynnik, o którym już rozmawiałyśmy, ekonomiczny, i koło się zamyka.
Czy ten problem wpływu kultur zachodnich odbija się analogicznie w porodach?
Sara Suchowiak: Tak. Przyjeżdżając tutaj pierwszy raz, oczekiwałam, chyba że doświadczę porodów w pozycjach bardziej naturalnych. Spotkało mnie jednak zaskoczenie, które trwa nieprzerwanie do dziś.
Za każdym razem, gdy wchodzę na salę porodową, uderza mnie widok łóżka starej generacji, które zostało sprowadzone z innej części świata i na nich kobiety rodzą całkowicie "na płasko". To trudna do zaakceptowania zmiana z tego, co lepsze, naturalne na gorsze, bardziej niekorzystne.
Istnieją plemienne przesądy dotyczące ciąż? Jaki jest stosunek mieszkańców wsi senegalskich do kobiety brzemiennej?
Anna Haris: Kobiety ukrywają ciąże, zawijają ciała, by nie eksponować brzuchów. Noszą rzeczy luźne, a sam ciążowy brzuch zawijają dodatkową partią materiału, żeby wiatr, do którego przyczepiają się "złe duchy", nie wyrządziły dziecku krzywdy.
Ciekawostką jest rytuał pierwszej kąpieli. Składają się na nią trzy elementy: woda, mydło, złota biżuteria. One wszystkie mają zapewnić dzieciątku długowieczność, zdrowie, dostatek.
Wesprzyj pomoc Polskiej Misji Medycznej dla senegalskich matek i dzieci: