Organizacja przedszkolnych mikołajek to co roku temat, który doprowadza do awantur wśród rodziców. W zeszłym roku w grupie syna kłócili się o to, kto przebierze się za radosnego świętego i wręczy kilkulatkom prezenty. Obecnie problem jest jeszcze większy, a chodzi (jak zwykle!) o kasę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W przedszkolu, do którego chodzą moje dzieci, co roku organizowane są mikołajki. Przychodzi wtedy mikołaj (zawsze jest przepychanka o to, który ojciec lub dziadek podejmie się tego zadania…), odbywają się tańce i zabawy związane z Gwiazdką.
Każdy kilkulatek dostaje upominek – od kiedy moi synowie uczęszczają do placówki, co roku na te prezenty zbierana jest składka od rodziców – zazwyczaj jest to 50-100 zł (zależnie od liczby uroczystości).
Z tych pieniędzy kupowane są później również prezenty na Dzień Dziecka oraz upominki dla nauczycielek z okazji Dnia Nauczyciela. Każda grupa ustala sobie wysokość tej składki sama, bo od tego zależy m.in. to, jakie prezenty maluchy otrzymają. W tym roku u każdego z moich dzieci było to 50 zł na semestr.
Zwlekają z zapłaceniem
Mikołajki są coraz bliżej i trójki klasowe rodziców zaczęły już kupowanie prezentów. Na grupie założonej w Messengerze u młodszego dziecka trwały dyskusje, jakie upominki powinny dostać dzieci. W grupie ponad 20 rodziców czasem oczywiście ciężko dojść do kompromisów, ale jakimś cudem się udało – stanęło na postanowieniu, że każdego roku będą to gry edukacyjne, puzzle, produkty, które uczą i bawią jednocześnie.
Właściwie wydawało mi się, że to koniec problemów i w tym roku gładko przejdziemy przez organizację przedszkolnych mikołajek. Nawet w obu grupach dość szybko znaleźli się chętni do przebrania się za wesołego świętego, który z workiem prezentów odwiedzi dzieci. Problemem okazały się jak zwykle pieniądze. Mimo że składka została ustalona na zebraniu rodziców we wrześniu, wielu rodziców nadal jej nie zapłaciło. Przypominam, że mamy połowę listopada, a po drodze już były kupowane prezenty dla nauczycielek na Dzień Edukacji Narodowej.
Szkoda im pieniędzy na własne dzieci?
Teraz rodzice, którzy mają kupować prezenty, nie mają wystarczających funduszy na zakup wszystkich prezentów. Przypominają na grupie o uregulowaniu płatności. Rozumiem, że nie każdego stać na zapłacenie składki od razu, ale minęły już 2 miesiące i niektórzy nadal tego nie zrobili. Padł pomysł, że te dzieci, których rodzice nie zapłaciły, nie powinny dostać prezentów.
Pomyślałam, że być może to sposób, żeby wreszcie niektórych zmobilizować do opłat, bo przestraszą się, że ich maluch faktycznie nic nie dostanie. Wydaje mi się jednak, że faktyczne wprowadzenie takiego działania będzie wyjątkowo okrutne dla dzieci. Nie chcę sobie wyobrażać, jakby się poczuły, nie dostając prezentów.
Nie powinno się karać kilkulatków za to, jak zachowują się ich rodzice. Pisała o tym nawet ostatnio Dominika Bielas w artykule dotyczącym ukarania dziecka za brak stroju galowego. Pomyślałam, że może lepiej byłoby kupić prezenty wszystkim, ale trochę tańsze i skoromniejsze. Zasugerowałam to nawet organizatorom. Zaczęłam też rozważać założenie składki za jedno czy dwoje maluchów, jeśli ich opiekunowie naprawdę nie zapłacą tej kwoty. Rodzice, co z wami? Przecież to chodzi o wasze pociechy...