Rzucam w przestrzeń pytanie o nastroje, patrzę na twarze znajomych i słyszę nie do końca szczere: "Ok". Częściej jednak słyszę i widzę w ich oczach: "Boli, bywało lepiej, jestem wykończona".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Myślę wtedy o nich ze współczuciem, widzę ludzi uzależnionych, przepracowanych, zmęczonych. Ludzi cierpiących na deficyty snu, chroniczne bóle. Widzę, w jak wymagającym świecie żyjemy i często zadaję sobie pytanie: "Jaka część nas była i jest tak naprawdę gotowa na rodzicielstwo w tych warunkach?".
Znikoma, jak sądzę.
Sama, gdybym mogła cofnąć czas, podjęłabym kilka innych decyzji dotyczących mojej córki. Inaczej bym postąpiła, zachowała się, a przede wszystkim: podjęła terapię, zanim zaszłam w ciążę, nie odwrotnie.
Niedojrzałość emocjonalna
Czy do bycia odpowiedzialnym za życie drugiego człowieka można się w ogóle przygotować? I co, jeżeli się tego nie zrobi?
Tu nie ma kolejnych szans, minusa na zajęciach, zgłoszenia nieprzygotowania. Oto prawdziwe życie i konieczność zweryfikowania swoich kompetencji, szczególnie tych o podłożu psychicznym.
A nie ma trudniejszej drogi wyzwań dla naszej psyche niż rodzicielstwo. No, chyba że wyznamy zasadę: "jakoś to będzie" i z tą pieśnią na ustach będziemy przemierzać wzburzone rodzicielskie rzeki. Tylko że to "jakoś" brzmi nieco miernie, prawda?
I najczęściej to "jakoś" manifestuje się w niedojrzałych emocjonalnie rodzicach, którzy swoim trywialnym podejściem krzywdzą kolejne pokolenia. Jak pisze znana terapeutka dr Nicole LePera: "Posiadanie niedojrzałych emocjonalnie rodziców jest trudne. Tacy rodzice mają problemy ze zrozumieniem swoich własnych emocji, przekierowanie więc rozmowy z nimi na to, jak czuje się dziecko, jest rzadkie".
I kontynuuje o dorosłych dzieciach takich rodziców: "Dorośli, którzy pozostają nadal dziećmi niedojrzałych emocjonalnie rodziców, mogą czuć się pozbawieni nadziei, głęboko skrzywdzeni utratą prawdziwej, szczerej więzi z nimi".
Myślę sobie, że pierwszym i najważniejszym krokiem, jaki każdy z nas, rodziców, może zrobić, by stać się lepszymi dla naszych dzieci, to pozbyć się ignorancji. Pozbyć się tego podlotka w sobie, który myśli: "Jakoś to będzie". Wziąć się w garść i z wszelkimi konsekwencjami podjąć pełną odpowiedzialność za życie swoje, a tym samym za życie własnych dzieci.
Nie, nie chodzi tylko o to, by utrzymać je przy życiu. To pierwotne minimum, za które nikt nie musi nas nagradzać.
Chodzi o coś więcej. O istotę bycia rodzicem, o bycie blisko, o bycie "przy". Nie "nad", nie "za", nie "przed". Jednak, żeby umieć być szczerze "przy kimś", trzeba najpierw stanąć twarzą w twarz z samym sobą. Ze wszystkimi, nawet najbrzydszymi kawałkami.