Nie zawsze będziemy w stanie zrozumieć nasze dzieci, zawsze jednak możemy próbować – tak piszę w środku tego tekstu. I jest to dla mnie kluczowe, ponieważ bez podjęcia tej próby, nie zbudujemy niczego. Fundamentów, zaufania, empatycznej komunikacji. Niczego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W pozycji autorstwa Adele Faber, Elaine Mazlish, Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły (Warszawa: Media Rodzina, 2013), czytamy: "Nawet najostrzejsze słowa naszych dzieci możemy przyjąć i odebrać z empatią i czułością. Nic tak nie buduje zaufania między dorosłym a dzieckiem, jak uważne wysłuchanie tego drugiego".
Nie zawsze będziemy w stanie zrozumieć, zawsze jednak możemy próbować.
Kiedy więc spełni się jeden z najgorszych rodzicielskich scenariuszy i usłyszymy z ust dziecka słowa: "nienawidzę szkoły", wysłuchajmy, co kryje się za tak mocnym komunikatem.
Unikajmy represyjnych reakcji w rodzaju:
"Zawsze kochałeś szkołę".
"Jakoś to przeżyjesz".
"Wszyscy twoi przyjaciele tam są".
"Nie używaj takich mocnych słów".
Zamiast tego reagujmy ze zrozumieniem, uważnie sparafrazujmy słowa dziecka i poważnie je potraktujmy.
Spróbujmy powiedzieć:
"Widzę, że jesteś naprawdę zdenerwowany. To jest trudne".
"To musi być frustrujące. Możesz powiedzieć mi więcej?".
"Co czujesz? Kiedy to się zaczęło?".
Słuchaj, nie oceniaj
Wysłuchaj, aż twoje dziecko w pełni wyrazi swój stan. Możecie wesprzeć się rysunkiem (szczególnie przy młodszych dzieciach). Wszelkie metody są dla was ok, dopóki pozwolą na uwolnienie emocji i pełniejsze wzajemne zrozumienie.
To całkowicie normalne, że dzieci mają trudności z ubraniem swoich uczuć w słowa, dlatego jako rodzice powinniśmy je nauczyć, jak to robić.
Dzieci potrzebują dorosłych, świadomych dorosłych, by pozwolić sobie na odpuszczenie i ujście swoich emocji. Cokolwiek się dzieje, a dziać mogą się rzeczy trudne, procesy, emocje, które niełatwo jest czuć. Niepokój, złość, lęk, konflikt z rówieśnikami, z nauczycielami.
W takich sytuacjach dzieci powinny czuć się przy nas bezpiecznie, wierzyć, że mogą powiedzieć nam wiele. Mogą powiedzieć nam wszystko. Kiedy wybierzemy tę ścieżkę komunikacji, jest więcej niż prawdopodobne, że uzyskamy wgląd w źródło ich problemu.
A dopiero wtedy, gdy tak się stanie, mamy szansę wesprzeć ich w jego rozwiązaniu.
"Czego potrzebujesz?"
To pytanie-klucz. Pytanie, które otwiera serca ludzi na całym świecie, a wciąż pada zbyt rzadko. Jako świadomi rodzice w sytuacji niechęci do szkoły, zapytajmy dziecko wprost: "Czego potrzebujesz? Co mogłoby się zmienić, byś poczuł się lepiej?".
Tylko tyle i aż tyle.
Dziecko może odpowiedzieć wtedy całkiem zaskakująco. Czasami chodzi o najmniejsze rozwiązania. Wcale nie wielkie rzeczy, wielkie traumy. Wysłuchajcie.
"Nie chcę iść do przedszkola"
Jestem matką pięknej, mądrej, niemal 6-letniej dziewczynki. Jest pełna życia i zapału do swojej ścieżki edukacji. Jak dotąd. Mimo wszystko zdarzyło mi się już usłyszeć: "Nie chcę iść do przedszkola".
I chcę powiedzieć dwie rzeczy. Powtórzyć wstęp tekstu: słuchajcie państwo, co dziecko naprawdę ma do powiedzenia.
Druga rzecz: nie panikujcie, odpuśćcie czasem. Jeden dzień, w którym odpuścimy dziecku, wysłuchamy jego prośby, potrafi zdziałać cuda. Czasami to po prostu chęć wolnego, odpoczynku od bodźców, towarzystwa, przejściowych trudności.
Czasami znak czegoś trudniejszego, o tym cała pierwsza część tekstu.
Kiedy ja zapytałam moją małą Marysię, czego potrzebuje, co się dzieje, że czuje się źle, odpowiedziała: "Chciałabym, żebyś budziła mnie wcześniej. Chciałabym mieć czas na poleżenie w łóżeczku, rozbudzenie się. Inaczej, kiedy się spieszymy i mnie poganiacie, mam zły nastrój".
Wysłuchałam, budziłam kwadrans wcześniej. Dałam jej to, czego potrzebowała. Problem zniknął. Każdego dnia wychodzi z uśmiechem na twarzy. Rozbudzona, po kubku ciepłej wody z miodem.